Do nothing. Warsztat jogi z ks. Joe Pereirą. Aneta Magda
Kalendarium Wydarzeń
Bądź w kontakcie
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Informacje Specjalne

pokaż wszystkie

Informacje

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

pokaż wszystkie

Partnerskie szkoły jogi

Do nothing. Warsztat jogi z ks. Joe Pereirą. Aneta Magda

czwartek, 31 października 2013

Aneta Magda

Po czym poznać jogina w sali konferencyjnej? Po tym, że poprawia pośladki. Ta anegdota jest ilustracją dla moich wrażeń po warsztacie z ks. Joe Pereirą. Dlaczego?

W praktyce jogi mamy trzy formy: praktyka własna, zajęcia regularne i warsztaty. Dla czystości wywodu pominę na chwilę praktykę własną i przejdę do dwu podstawowych dla większości praktykujących (bo jeśli chodzi o praktykę własną, to najczęściej słyszę: "Wiesz, mam taką potrzebę praktykowania w domu… Nawet już mam zestaw, ale jakoś nie mam czasu, by rozpocząć" *), czyli zajęć grupowych.

Zajęcia w tygodniu w szkole jogi to taka codzienność, która powoli przenosi naszą uwagę od ciała w jednym kawałku do poszczególnych jego elementów, by później znów widzieć je jako całość, ale już nie monolit. To jest więc ogień wypalający nasze nieczystości i zmieniający nawyki. Warsztaty są formą bardziej intensywnego wypalania (bo mamy więcej czasu i uwagę skupioną tylko na warsztacie) i jednocześnie jakąś odświętną formą. Odświętny oznacza "uroczysty, używany podczas święta", więc inny niż zwykle. Oczywiście, warsztat zazwyczaj jest inny niż zwykle, bo na przykład ktoś inny prowadzi warsztat i na co innego kładzie nacisk. Oczekujemy więcnowych wyzwań w postaci nowych pozycji lub nowych elementów, na które zwróci uwagę prowadzący.

Na warsztacie z ojcem Pereirą nie nauczyliśmy się żadnych nowych pozycji, nie ćwiczyliśmy nawet żadnych szczególnie skomplikowanych, wręcz można powiedzieć, że liczba pozycji była dość ascetyczna, a jednak mam poczucie, że były one jakoś nowe. A z całą pewnością - uroczyste.

W anegdocie ze wstępu uwaga jest skupiona na tym "jak". W ten weekend we Wrocławiu mieliśmy możliwość zastanowienia się "po co?". Jak pisze B.K.S. Iyengar w Drzewie jogi "niektórzy ludzie nazywają mnie fizycznym gimnastykiem w jodze". Warsztat z ojcem Pereirą pokazał dalszy ciąg cytowanego zdania: "jak gdybym nie podkreślał, że celem jogi jest ujrzenie duszy!" W moim poczuciu warsztat był wydarzeniem bardzo odświętnym. Na tyle odświętnym, że poczułam, iż chcę się tym świętem z Tobą podzielić.

Dusza jogina

Czy ujrzeliśmy duszę we Wrocławiu? Nie wiem tego na pewno;-), ale zdumienie i - jak donosiły mi uczestniczki warsztatu (panowie też byli, ale od nich jakoś nie mam opinii) - nowe spojrzenie na swoją praktykę oznacza, że przynajmniej się do niej zbliżyliśmy. Jak to się mogło stać?

Każda z ponad 80 osób na sali wzięła sobie z tego spotkania zapewne co innego, bo prawie każde zdanie ojca Pereiry można było potraktować jako cel swojej praktyki na jakiś kolejny czas. Zresztą, jak sam żartobliwie powiedział: "Jestem księdzem, a dziś jest niedziela, więc prawię kazanie za kazaniem" (cytat z głowy, nieautoryzowany). Dla mnie najbardziej znaczące było do nothing i kilka wątków z tym związanych.

Na marginesie - jeśli chcesz znaleźć swój wątek i dotrzeć do źródła, informuję, że można zajrzeć na facebookowy profil Namaste Szkoła Jogi, gdzie opublikowano fragmenty bezpośredniego przekazu ojca Pereiry. (Relacja z Wrocławia również na portalu joga-joga.pl - przyp. red)

Chyba w sobotę ojciec Pereira po praktyce i savasanie poprosił nas o zmierzenie sobie pulsu i porównanie go ze znaną nam liczbą z pomiaru spoczynkowego. Z wnioskami pozostawił nas samych sobie, tym niemniej podkreślił, że różnica na plus wynika z przewagi męskiej energii w praktyce.
Mniej więcej raz na każde pół godziny warsztatu (a więc chyba łącznie ze 100 razy) ksiądz Joe przestrzegał nas przed machojogą, efektami Jane Fonda lub jumping like a monkey. Praktyka jogi z męską energią, którą możesz odkryć przez nadmiernie zaangażowany oddech, nieuchronnie prowadzi do rosnącego napięcia i kontuzji. Jak mawiał Ksiądz, praktykuj z żeńską energią, czyli rozluźnieniem w splocie słonecznym i normalnym, spokojnym oddechem, a więc i rozluźnioną czakrą gardła. Jedna z koleżanek-nauczycielek dzięki temu odkryła, że jej joga jest w głowie - że nieustająco napina gardło. Tymczasem tylko wtedy, gdy pojawia się księdza do nothing (nispattyavastha), joga może leczyć ciało fizyczne, zmieniać osobowość i wzmagać procesy samoleczenia. Naszym zadaniem, po stworzeniu warunków (czyli ułożeniu ciała jak należy), jest TYLKO (;-)) pozwolenie, by się zadziało, a reszta się sama stanie. Ale stanie się dopiero wtedy, gdy umysł się opróżni i rozpuści ego. Jak mówił ks. Joe - "duch się nie pojawi, dopóki jest ego". Według niego w jodze nauka i wiara łączą się w jedno. Gdy poddaje się ego, stery przejmuje wiara. W tym nauczanie Iyengara jest identyczne z nauczaniem Matki Teresy:"God's Grace makesthingshappen but we mustallowthem to happen". A pozwolenie na to, by coś od nas większego dokonało zmian, wymaga zrozumienia, że nie jesteśmy bogami.

W pozycjach ksiądz Pereira zwracał uwagę na takie działanie, by stymulować nie tylko układ nerwowy, ale również hormonalny. I jednocześnie podkreślał znaczenie bandh. Nie skupiał się na tym, jak je zrobić, ale… po co? Po co je stosować w praktyce jogi? Po to, by energię kręgosłupa/ciała kierować ku górze, do serca, a energię inteligencji skierować w dół, do… serca oczywiście;-) A jeśli na to nałożymy do nothing, czyli zgodę na dzianie się, energia miłości zrobi resztę.

Zaufanie

Ksiądz pracuje z uzależnionymi i joga dla niego jest "po coś", jest specjalnym zestawem na poszczególne niedomagania. I otrzymywaliśmy informacje, co robić, kiedy układ odpornościowy niedomaga, jakie pozycje na niedoczynność/nadczynność tarczycy, co i jak robić, by uniknąć efektów Jane Fondy, czyli m.in. nadciśnienia itd. Część z nas miała okazję otrzymać również specjalne zestawy dla siebie. Ale wszyscy przedtem dostali informacje podstawowe.

Ksiądz często pyta tych, którym daje specialprotokols:
- "I co? Zestaw przynosi efekty?"
- "Nie, nie działa"
- "A jak często go praktykujesz?"
- "Raz w tygodniu."

W odpowiedzi nie ma ani żaru, ani zaufania. Pozwolenie na osiągnięcie efektów, a więc i na do nothing wiąże się z czymś znacznie większym - zaufaniem. Zaufaniem, które musi się pojawić w relacji nauczyciel-uczeń, bo bez tego nie będzie efektów. Zmiany społeczne niestety raczej idą "od" zaufania niż "do". Zosie Samosie mają z tego powodu dużo trudniej. Nawet w zrozumieniu, dlaczego nie działa. Bo nie widzą, że nie mają zaufania. Masz rozluźniony obszar manipura czakry? Na poziomie komórkowym to odpowiada za Twoje zaufanie, brak obaw i strachu.

Z opowieści Księdza wyłowiłam niezbędne elementy do tego, by efekty były takie, jak zamierzone:

• czystość przekazu Iyengara (jak mówił ksiądz nawet niektórzy uczniowie Iyengara, po kilku latach, są w zupełnie innym miejscu; wybieranie niektórych elementów z nauczania Gurujego wypacza całkowicie sens Jego myśli),

• zaufanie (do współczucia B.K.S. Iyengara dla ludzkości i Jego wiedzy znacznie przekraczającej Twoje zrozumienie oraz czystości przekazu Twojego nauczyciela i jego nauczania),

• tapas (pozycje podczas warsztatu może nie były najbardziej wymyślne, ale niektóre z nich, z uwagi na czas trwania, były dość wymagające;-) Na pobłażliwość Księdza w tej kwestii nie można było liczyć. 15-minutowa sethubandha sarvangasana na kostce to był nasz Wielki Piątek, ale po niej nastąpiła Wielkanoc w rozluźniającej pavanamuktasanie).

Czy wierność ks. Joe w stosunku do Iyengara może być zaskakująca? Dla mnie była. Dopóki nie przeżyłam olśnienia w kwestii ważności zaufania do wybranego autorytetu (może rozluźniłam wreszcie splot słoneczny? ;-)). A ojciec Joe cały był tym zaufaniem.

Wiele zagadnień ks.Joe poruszał (nomen omen ;-)), ale w tej relacji chciałam zwrócić Twoją uwagę na pojemność sformułowania do nothing, bo ten element był chyba najbardziej odświętny. W do nothing kryje się nie tylko zrobienie co w mojej mocy i pozwolenie na moc spoza siebie, ale też zezwolenie na działanie nauczyciela i zaufanie, które jest elementem osoby, a nie jednostkowym aktem.

- Czy jesteście gotowi na cud? - zapytał nas Ksiądz w piątek. W konkretnym przypadku leczenia kolana chyba jeszcze nie byliśmy, ale - jak zauważył ojciec - nawet te trzy dni zmieniły nas. Zrobiliśmy prawie nic, a jak dużo się zadziało…

*Zdaje się, że jeszcze w latach .60 ubiegłego stulecia, Anthony De Mello (sic!) zapytał księdza Joe, jak długo trwa jego codzienna modlitwa.

- Pół godziny - padła odpowiedź.
- Ksiądz taki jak Ty powinien się modlić przynajmniej 2 h - podsumował Tony (jak powiedział ksiądz Joe;-)
Na co wywołany do odpowiedzi zaczął się tłumaczyć, że jest taki zajęty, że nie ma czasu itd.
- W takim razie Joe, w te dni, w które nie masz czasu, powinieneś się modlić 2,5 h.

Aneta Magda - marketingowiec, z zamiłowania dziennikarz, właściciel pracowni komunikacji w biznesie - firmy Pigmalion Art; zawodowo zajmują ją słowa i ich wpływ na kreowanie rzeczywistości; w kontekście słów - uwielbia grać w scrabble, poza słowami - fascynuje ją joga i nieskrępowanie w tanecznej ekspresji.

Jogę praktykuje od 2003 roku pod okiem Pauliny Stróż, posiada uprawnienia instruktora rekreacji ruchowej w oparciu o system hatha jogi wydane przez Akademię Wychowania Fizycznego w Katowicach, jest (była do czasu zajścia w ciążę ;-)) uczestniczką kursu nauczycielskiego prowadzonego przez Romka Grzeszykowskiego w Krakowie.

Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

ABC Jogi
Polecamy
JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi