Jak joga uratowała chińską wioskę
wtorek, 4 grudnia 2018
Dziarscy sześćdziesięciolatkowie z niewielkiej wioski na północy Chin z zapałem ćwiczą jogę. Jeszcze dwa lata temu o niewielkim siole nikt nie słyszał, a mieszkańcy byli pogrążeni w apatii. Inicjatywa Lu Wenzhena, nowego sekretarza komunistycznej partii, który przybył tam w 2016 r., by rozruszać ludzi z Yugouliang, okazała się strzałem w dziesiątkę. Jogiczna chińska wioska zdobywa teraz światową sławę.
Gdy pan Lu przyjechał do Yugouliang rzeczywistość, którą tam zastał, nie napawała optymizmem. W wiosce zostali sami starsi ludzie, którzy ciężko pracują hodując zwierzęta i uprawiając niewielkie pola. Młodsi wyjechali uczyć się i pracować do dużych miast, a rodziców i dziadków odwiedzają najwyżej raz w roku. Warunki były tam spartańskie, ludzie biedni i schorowani. W wiosce nie było nawet sklepu spożywczego, a do najbliższej stacji kolejowej trzeba stamtąd jechać dwie godziny.
Starsza pani w lotosie
Od tamtego czasu w leżącym 300 km od Pekinu Yugouliang wiele się zmieniło. A wszystko za sprawą jogi. Lu Wenzhen zanim przyjechał do wioski, pracował w szkole technicznej w stolicy prowincji Shijiazhuang. Coś niecoś kiedyś dowiedział się o jodze. Na pomysł, by ćwiczyć z mieszkańcami wioski wpadł, gdy obserwował starszą panią, które przez długi czas siedziała nieruchomo w pozycji lotosu.
Lu na jodze się nie znał, ale postanowił nauczyć się jak najwięcej. Zaczął szukać w internecie filmów i instrukcji. Najpierw ćwiczył sam, a potem postanowił prowadzić sesje w Yugouliang. Na początku było trudno przekonać ludzi. Byli nieufni, nigdy o jodze nie słyszeli i bali się, czy partyjny sekretarz nie próbuje przypadkiem wciągnąć ich do jakiejś podejrzanej sekty. Pan Lu nie dawał jednak za wygraną i zaczął od ćwiczeń oddechowych i delikatnych, stojących asan. Ludzie zaczęli się przekonywać, że te dziwne ćwiczenia dobrze im robią.
Po co pieniądze, jak nie ma zdrowia
O dobrodziejstwach jogi ludzie z Yugouliang opowiadają teraz dziennikarzom, których ściąga tam fenomen chińskiej jogicznej wioski. Bo ćwiczą prawie wszyscy mieszkańcy. Pani Ge Luyun przez lata cierpiała z powodu chronicznych bólów barków i łokci. Miała też nadwagę. Po dwóch latach praktyki asan pożegnała się ze środkami przeciwbólowymi, ma sprawne ciało, schudła pięć kilo i jest pełna energii.
73-letnia Wu Qilian długo nie mogła się przekonać do jogi, bo cierpiała na zawroty głowy. Wiedziona ciekawością przez kilka miesięcy podglądała jednak ćwiczących, wśród których był jej mąż. W końcu zdecydowała się do nich przyłączyć. Po dwóch latach praktyki nie ma już zawrotów głowy, przestały ją boleć stawy i zeszczuplała. Mówi, że czuje się świetnie. Do chóru zadowolonych z dobroczynnych efektów praktyki jogi dołączają się dziesiątki innych mieszkańców Yugouliang.
"Kiedy ciało choruje, pieniądze na nic się nie zdadzą" - tłumaczy z kolei dziennikarzom 71-letni Guo Ming. Starszy pan z zapałem praktykuje stanie na głowie, gdy pilnuje stada krów pasącego się na łące.
Bogate plany na przyszłość
Pan Lu zwrócił się do chińskich władz o dotacje dla wioski. Pieniądze dostał, oficjele postawili jednak jeden warunek - joga tak, ale tylko jej aspekt fizyczny, żadnych mantr i medytacji. Jednak z tego, co opowiadają zachodnim mediom Lu i jego podopieczni, mantry i medytacja bardzo im się podobają. Praktykują je więc tak i tak. Do ich codziennej, jogicznej rutyny włączona została także m.in. joga śmiechu.
Dzięki rządowym dotacjom wybudowano w wiosce przeszkloną salę do ćwiczeń. Pierwsza sesja odbywa się tam o godz. 5.30, jeszcze zanim ludzie pójdą pracować na roli i wyprowadzą na pastwiska krowy i owce. Druga sesja organizowana jest o godz. 17.30. Seniorzy z Yugouliang opanowali już nawet najbardziej skomplikowane asany, w tym pozycje odwrócone, i wykonują je z uśmiechami na twarzy. Chętnie też pozują dziennikarzom, którzy ich odwiedzają .
Yugouliang jest więc teraz dumą władz, "chińską wioską jogiczną" - taki tytuł przyznano jej oficjalnie w 2017 r. Do maleńkiej miejscowości przyjeżdżali dziennikarze z całych Chin i nadali Yugouliang tytuł pierwszej chińskiej jogicznej wioski. Pan Lu nie osiada na laurach i nadal działa. Marzy mu się, by ludzie z wioski wystąpili podczas uroczystego otwarcia igrzysk olimpijskich, które mają odbyć się w Chinach w 2022 r. Marzy mu się, żeby do Yugouliang przyjeżdżało jak najwięcej turystów, których będzie można zarazić pasją do jogi.