FoodRentgen na tropie zdrowej kaszy. "Od zawsze szukamy jedzenia po prostu nieskażonego"
Kalendarium Wydarzeń
Bądź w kontakcie
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Informacje Specjalne

pokaż wszystkie

Informacje

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

pokaż wszystkie

Partnerskie szkoły jogi

FoodRentgen na tropie zdrowej kaszy. "Od zawsze szukamy jedzenia po prostu nieskażonego"

poniedziałek, 20 stycznia 2020

Beata Zatońska

Program FoodRentgen i Fundacja Konsumentów przebadali 10 rozpowszechnionych na rynku marek kasz gryczanych. Okazało się, że 40 proc. z nich przekracza dozwolone normy pozostałości glifosatu, herbicydu, który jest w składzie środka chwastobójczego Roundup. Herbicyd ten nie jest obojętny dla naszego zdrowia, podejrzewa się go o właściwości m.in. rakotwórcze. O wynikach badań i o zdrowej żywności rozmawialiśmy z Marcinem Galickim, współzałożycielem Programu FoodRentgen.

Co was skłoniło, by zająć się badaniem żywności na szczeblu obywatelskim. Są instytuty naukowe, urzędy, itp.?

Ta idea kiełkowała od lat. Na początku była potrzeba zapewnienia zdrowych i bezpiecznych produktów naszym dzieciom, która zbiegła się z malejącym zaufaniem do produktów dostępnych w sklepach. Później się dowiedzieliśmy, że za spadające zaufanie odpowiada zjawisko tzw. asymetrii informacji. Zauważył je już Mikołaj Kopernik. Chodziło wtedy o bicie złotych monet. Rzemieślnicy dostawali kruszec, który przetapiali i robili z niego monety. Bywało, że część złota zostawiali dla siebie i w obiegu był gorszy pieniądz, który powoli wypierał ten lepszy. W 1970 r. amerykański profesor George A. Akerlof dokładnie opisał to zjawisko w pracy na temat analizy rynków pod kątem dostępu jego uczestników do informacji. Pisał m.in., że część z nich ma lepsze informacje od pozostałych i na tym wygrywa. W 2001 r. dostał za to Nagrodę Nobla.

Jak wygląda asymetria informacji na rynku produktów spożywczych?

Koproducenci i producenci wiedzą zdecydowanie więcej na temat tego, co sprzedają niż ci, którzy żywność kupują. W dużym skrócie informacja negatywna o produkcie może być ukrywana przez poszczególnych producentów. Chodzi o to, by ludzie kupowali ich produkty i myśleli, że są one zdrowe.

Nie skłamię, ale nie powiem wszystkiego? Nie jestem więc kłamczuchem.

To bardzo typowe i częste zachowanie. Na co dzień też mamy taką tendencję. Na przykład, gdy staramy się o odszkodowanie po wypadku samochodowym, możemy ukrywać szczegóły wypadku, które mogłyby nas obciążyć i przez to ubezpieczyciel nie wypłaciłby odszkodowania. Tak też się dzieje na rynku spożywczym. Po pewnym czasie konsumenci dowiadują się jednak, że producent zatajał pewne informacje. Za czasów mojego dzieciństwa mówiło się, że "oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypływa". Następuje spadek zaufania do produktu, producenta, a często do całego rynku. Kupujący zaczynają podejmować decyzje zakupowe na podstawie kryteriów łatwo weryfikowalnych. Ten etap prof. Akerlof nazwał negatywną selekcją.

Czym najczęściej kierują się ludzie wybierając jedzenie?

Chociażby ceną. Są dwie szkoły - jedni kupują najtańsze produkty w myśl zasady: "po co przepłacać, skoro i tak nie jestem pewien, czy to jest dobre, czy nie"; drudzy sięgają po najdroższe, bo uważają, że powinny być najlepszej jakości. Nie zawsze tak jest. Gdy badaliśmy płatki śniadaniowe okazało się, że te najdroższe, które kosztowały ok. 30 zł za opakowanie, miały koktajl złożony z największej liczby pozostałości pestycydów.

Produkty ekologiczne są drogie, droższe znacznie od tych, które nie mają odpowiedniego certyfikatu.

Właśnie za certyfikat płacimy i tak naprawdę powinniśmy móc na nim polegać. My od zawsze szukamy po prostu jedzenie nieskażonego. Na rynku żywności ekologicznej są dwa nurty. Albo kupujemy w sklepach, albo zamawiamy bezpośrednio u rolników i wtedy jest taniej. Robią tak np. liczne kooperatywy. To trochę jak z załatwianiem jedzenia w PRL; trzeba wiedzieć, że ktoś akurat ma coś dobrego i można to od niego kupić. Swego czasu zorganizowaliśmy małą społeczność, w której wspólnie zamawialiśmy żywność prosto od rolników. Wśród naszych dostawców było dwóch rolników z certyfikatami ekologicznymi. W pewnym momencie jeden z nich zaczął podważać wiarygodność drugiego i twierdził, że on na pewno używa chemicznych środków, bo bez "chemii" nie miałby takich produktów. Zbiło nas to z tropu. Po pierwsze, byliśmy przecież ambasadorami tej żywności ekologicznej, a po drugie chcieliśmy też zapewnić dzieciakom jak najlepsze jedzenie. W naszej rodzinie powstała myśl, że "skoro nie można ufać certyfikatom, to najlepiej wszystko samemu sprawdzić". Wtedy też powstał pomysł na konsumenckie badanie żywności. W 2016 r. zrobiliśmy taki pilotażowy projekt badania żywności, w ramach którego chcieliśmy wykazać wyjątkowość żywności wytwarzanej lokalnie. Zaprosiliśmy do niego kilkudziesięciu producentów żywności z rejonu Śląska i Małopolski. Zgłosiła się zaledwie garstka. Wśród nich nie było producentów z certyfikatami ekologicznymi, którzy bronili się przed tym projektem rękami i nogami.

Ciekawe, dlaczego? Budzi się moja podejrzliwość.

Nasza podejrzliwość też się coraz bardziej budziła, powodując jeszcze większy spadek zaufania do wszystkich produktów. Faktem jest, że do tego badania nie wszedł żaden produkt z certyfikatem ekologicznym. Natomiast przebadaliśmy kilkanaście produktów z tzw. półki "ze zdrową żywnością", czyli takie, które na opakowaniach zachwalają swoje walory zdrowotne i naturalne pochodzenie, ale są to produkty niecertyfikowane. Wynik badania był taki, że wszystkie produkty, które wtedy przebadaliśmy, z założenia zdrowe i prosto z pola, okazały się skażone pestycydami i metalami ciężkimi. Były wśród nich m.in. kasze jaglana i gryczana, które kupowaliśmy na nasze potrzeby rodzinne od jednej firmy. Produkt ponoć uprawiany ekologicznie, ale bez certyfikatu. Wynik zjeżył nam włosy na głowie. Gryczana miała dziesięciokrotnie przekroczone normy, a jaglana - pięciokrotnie. Właścicielka firmy z płaczem mówiła nam potem, że ona od 10 lat karmiła tymi kaszami swoje dzieci. Rolnik, który był jej dostawcą, twierdził, że prowadzi ekologiczne gospodarstwo. Mamy więc modelowy przykład asymetrii informacji.

Czyli tak jak wszędzie obowiązuje zasada ograniczonego zaufania?

Dlatego stwierdziliśmy, że już nie będziemy pytać producentów o zgodę i będziemy sami prowadzić badania. Zrobiliśmy internetową sondę i okazało się, że ludzie chcieliby wiedzieć, czy płatki śniadaniowe są zdrowe i bezpieczne i właśnie na ich temat wydaliśmy pierwszy Raport. Analiza etykiet prawie 200 produktów płatkowych pokazała, że konserwanty coraz rzadziej tam się pojawiają, ale króluje w nich cukier, duże ilości cukru. Do badania wytypowaliśmy 200 rodzajów płatków, po selekcji zostało niecałe 50. Ostatecznie poddaliśmy laboratoryjnemu badaniu 20, po jednym produkcie od jednego producenta. 10 z nich było wolnych od pozostałości pestycydów. Odetchnęliśmy więc z ulgą.

Takie badania jak nasze pokazują ludziom, które konkretne produkty są bezpieczne. W odróżnieniu od większości publikacji na rynku, można tam znaleźć listę produktów wraz z wynikami ich badań. Celem publikacji raportów było dostarczenie przejrzystej informacji na temat konkretnych produktów. Wg nas brakowało czegoś takiego. Większość publikacji, które się pojawiają w przestrzeni medialnej, mówią jedynie o danych statystycznych. "Weszła kontrola do iluś tam sklepów, przebadano jakieś tam produkty i 10 procent miało przekroczone normy zawartości szkodliwych substancji." Mądry konsumencie zgaduj teraz, które produkty powinieneś kupować. Poza tym, media skupiają się przede wszystkim na tym, co jest złe. A najcenniejszą informacją dla konsumentów jest jednak to, co jest dobre i wartościowe, którym producentom dawać swoją energię i pieniądze.

Kaszę gryczaną przebadaliście pod kątem obecności glifosatu. Dlaczego akurat gliosat?

Założenie było takie, żeby przebadać kaszę na zawartość pozostałości wszystkich pestycydów. Nie dostaliśmy na badania wsparcia finansowego od żadnej z oficjalnych instytucji. Prowadziliśmy zbiórkę na platformach crowdfundingowych. Na kompleksowe badania nie mieliśmy środków. Postanowiliśmy więc, że ograniczymy się do bardzo powszechnie używanego przez rolników glifosatu. Jest on składnikiem m.in. środka do odchwaszczania o nazwie Roundup.

Pełny raport Kasz Gryczana:

http://konsumenci.org/Fundacja_Raport_Kasza_Gryczana.pdf

Co to jest glifosat?

Herbicyd wprowadzony w latach siedemdziesiątych XX w celu wsparcia rolnictwa. Substancja, która odpowiada za odchwaszczanie. Dzięki niemu rolnicy nie muszą plewić, wystarczy, że zastosują go, by pozbyć się niepożądanych roślin. Trzeba uważać, bo to herbicyd totalny, jeśli spryskamy całe uprawy, to zniszczymy też rośliny, na których nam zależy. Z tym przemysł chemiczny sobie jednak radzi. Powstały genetycznie modyfikowane rośliny, którym glifosat niestraszny. Jest np. Roudup Ready (czyli gotowa na roundup) soja.

Glifosat jest też używany do desykacji, czyli dosuszania. Surowiec zebrany z pola, w zależności od warunków atmosferycznych, może być nierównomiernie wysuszony, a przez to nie spełnia kryteriów poszczególnych odbiorców. Dlatego kilka dni przed zbiorami niektórzy rolnicy stosują glifosat i on pięknie wszystko wysusza. Niestety oprysk powoduje duże stężenie pozostałości herbicydu w ziarnach. Do niedawna rzadko kiedy było to jednak badane. Po części dlatego, że glifosat był długo uważany za nieszkodliwy dla ludzi. Najnowsze badania pokazują, że wcale tak nie jest. Może oddziaływać niekorzystnie m.in. na bakterie, które żyją w naszych jelitach. Zarzuca mu się też działanie kancerogenne.

W swoim raporcie cytują państwo Monikę Czerepak, dietetyka klinicznego, która wskazuje, że "to glifosat może być najważniejszą toksyną środowiskową, głównie dlatego, że jest wszechobecny i często jest traktowany niedbale ze względu na postrzeganą nietoksyczność". Glifosat przez długie lata uchodził też za substancję biodegradowalną.

Chyba przestało to być prawdą, skoro producent usunął z opakowania informacje o biodegradowalności, a my w przygotowywaniu raportu natrafiliśmy na opracowania wskazujące nawet na 10 letni okres rozkładu tej substancji w środowisku.

Jak to jest więc z kaszą gryczaną? Mamy ją jeść, czy nie?

Oczywiście, że jeść. Ale powinniśmy wybierać tę, która jest jak najmniej zanieczyszczona i bezpieczna. Ważna jest świadomość. Trzeba szukać informacji i takich niezależnych raportów, jak nasze. Jeśli okaże się, że konsumenci szukają konkretnych, dobrych produktów, właściwie oznakowanych, producenci będą musieli się do tego dostosować. Zobaczą, że warto być uczciwym i sumiennym. Nasz Raport dotyczący kasz gryczanych cieszy się ogromnym zainteresowaniem. Mamy sygnały, że po opublikowaniu naszego raportu wielu konsumentów bardziej świadomie robi zakupy zmieniając swoje przyzwyczajenia. Wierzymy, że w efekcie może to doprowadzić do poprawy jakości oferowanych produktów przez poszczególnych producentów, którzy bardziej zaczną przyglądać się surowcowi stosowanemu w ich produkcji.

W badaniu dobrze wypadły kasze z certyfikatem ekologicznym. Zaskoczeniem natomiast była mała zawartość glifosatu w kaszy sprzedawanej w hipermarkecie. Dlaczego tak jest?

Zastanawialiśmy się nad tym. Chyba liczy się siła nabywcza największych graczy na rynku. Duży dystrybutor może sobie pozwolić na kompleksowe badania surowca. Ryzyko, że zakwestionuje towar, jest więc większe.

Przygotowaliśmy już dwa raporty - o płatkach śniadaniowych i o kaszy gryczanej. Z obu wynika, że najbardziej godne zaufania są tzw. produkty ekologiczne. Mają dobre wyniki w obu raportach. W przypadku innych producentów widać pewną przypadkowość, np. byli na "czystej liście" w badaniu płatków, a ich kasze mają przekroczone normy. Z biegiem czasu będziemy publikować kolejne raporty i wtedy ujawnią się pewne prawidłowości.

Raport Płatki Śniadaniowe :http://foodrentgen.eu/pl/raport-platki

Teraz na celowniku jest kasza jaglana?

Jest już częściowo przebadana. Pierwsze wyniki dostaliśmy we wrześniu 2019 r., a na początku stycznia 2020 wysłaliśmy kasze od tych samych producentów do laboratorium po raz drugi. Tak samo jak w przypadku kaszy gryczanej i płatków śniadaniowych, wyniki badań przekazujemy Głównej Inspekcji Sanitarnej, który tym się odpowiednio zajmuje się. My szukamy przede wszystkim dobrych, bezpiecznych produktów spożywczych. Nie jesteśmy organami kontroli.

Raport o kaszy jaglanej wywoła taką samą burzę jak ten o gryczanej?

Zobaczymy. Nie chcę teraz niczego przesądzać. Trzeba jednak pamiętać, że kasza jaglana to tzw. superfood, od którego wymagamy zdecydowanie więcej.

Super inicjatywa - dziękuję za rozmowę!

Marcinem Galickim, współzałożycielem Programu FoodRentgen rozmawiała Beata Zatońska



Wyszukiwarka Szkół Jogi

Zdrowie
Polecamy
JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi
ABC Jogi
JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi
Partnerzy Portalu
Bądź w kontakcie