Codzienność w duchu jogi. Rozmowa z Tomaszem Czarskim - założycielem firmy Organique
Kalendarium Wydarzeń
Bądź w kontakcie
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Informacje Specjalne

pokaż wszystkie

Informacje

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

pokaż wszystkie

Partnerskie szkoły jogi

Codzienność w duchu jogi. Rozmowa z Tomaszem Czarskim - założycielem firmy Organique

wtorek, 11 listopada 2014

Paulina Szpargała

W naszym nowym cyklu "W duchu jogi", chcemy przedstawiać Wam ludzi, którzy krocząc przez życie ścieżką prawdy, budują rzeczywistość wokół siebie na fundamentach yam i niyam - respektując wartości w każdej sferze życia. Dziś, swoimi doświadczeniami podzielił się z nami Tomasz Czarski, założyciel firmy Organique.

Od ponad 14 lat firma Organique produkuje naturalne, zdrowe i przyjazne środowisku kosmetyki do pielęgnacji ciała i twarzy - skąd pomysł na tego typu działalność, od czego się zaczęło?

To była koniunkcja różnych zdarzeń, która sprawiła, że zacząłem poszukiwać jakiegoś nowego pomysłu na życie. Po studiach za granicą przyjechałem do Polski i miałem poczucie, że właśnie tutaj trzeba zrobić coś fajnego, bo to jest moje miejsce na Ziemi. Kilka miesięcy pracowałem w firmie kosmetycznej, ale postanowiłem znaleźć dla siebie inną alternatywę. W tym czasie pojawił się już Internet, mając do niego dostęp dowiedziałem się o targach we Francji. Tam spotkałem ludzi, którzy sami robili kosmetyki na wagę, widać było, że na małą skalę i od tego zaczęło się zainteresowanie tematem. Potem na blogach, forach szukałem kontaktów i znalazłem osoby, które dużo mi powiedziały i pomogły.

Obecnie kosmetyki Organique można spotkać w najlepszych SPA, w sieci sklepów i mydlarni, zarówno w Polsce jak i zagranicą. Czy droga do sukcesu była usłana różami?

W tym czasie, życie sprawiło, że musiałem spakować walizkę i wrócić z Warszawy do Wrocławia. Musiałem wymyślić sobie nowy sposób na życie, a nie wyobrażałem sobie, że pójdę do jakiegoś zakładu, chciałem być człowiekiem wolnym, a wolność wiążę się z odpowiedzialnością i ciężką pracą. Wynająłem kawałek piwnicy, kupiłem trochę surowców do zrobienia pierwszych partii mydła i zacząłem je robić. Oczywiście nie wychodziło i nie było gdzie tego sprzedawać. Bardzo ciężko pracowałem przez parę lat sam, później z rodziną - z braćmi, siostrą mamą, tatą. Stopniowo zaczęliśmy powiększać ofertę, a wszystko co nam się udało sprzedać, zamienialiśmy na kolejne surowce i powolutku to pączkowało. Zaczęliśmy od tzw. części kąpielowej czyli mydeł, soli i pudrów. Trwało kilka lat zanim pojawili się ludzie, którzy powiedzieli: - pomogę zrobić panu linię kosmetyczną - bo pierwszą zrobiłem sam, ale w ogóle nie wyszła. :)

Jak wyglądało osadzenie działalności handmade w realiach rynkowych?

Na początku, przepisy były jeszcze dość demokratyczne, w które każdy mógł się z takim warsztatem pracy wpisać. Bardzo szybko okazało się, że Europa i Stany prą mocno na to, aby było to industrialne, żeby odbywało się to super warunkach itd. 2 lata temu, rzutem na taśmę zrobiliśmy inwestycję, która nas uratowała. Mnóstwo Polskich firm działa obecnie albo niezgodnie z przepisami, albo udało im się sfinansować zrobienie zakładu zgodnie z normami GMP, bardzo ostrymi normami czystości, higieny, procedur, które w krajach anglosaskich i w wielu krajach na świecie - Australii, Kanadzie zupełnie nie mają miejsca. Czyli bierze się pod uwagę, że jest rynek manufaktur - ludzi, którzy mają pasję i coś robią, ale nie muszą od razu robić fabryki.

A u nas, jak chce się sprzedawać żywność lub kosmetyki, to niestety, trzeba bardzo dużo pieniędzy poświęcić na stworzenie w ogóle przestrzeni, w której to się robi. Koniec końców, te początki były trudne, ale miałem pasję i przekonanie, że idę w dobrą stronę. To mnie kosztowało bardzo dużo zdrowia, ale z drugiej strony, było coś, co wracało do mnie pozytywnego - widziałem, że ludziom się to podoba. Po mniej więcej 3. latach, byłem w stanie powiedzieć, że mam na opłacenie ZUS-u i jeszcze zostanie mi na jedzenie.

Ale czego byśmy nie robili, rachunek ekonomiczny nie może być pierwszą motywacją. Jeśli ktoś zaczyna totalnie od zera i robi to z sercem, z myślą - muszę zrobić coś dobrego - jeżeli nie jest szaleńcem i rozważnie robi kolejny krok, to będzie widzieć czy to ma rację bytu czy nie.

Dla mnie szczerość przekazu jest najistotniejsza. Brzydzę się kłamstwem, działa na mnie destrukcyjnie, burzy pewien porządek we mnie. Powiedziałem sobie, że jeżeli ta firma ma mieć ręce i nogi, to musi mieć wartości moralne i nieść je w postaci dobrych i zdrowych produktów. Niewątpliwie jest to trudne i bardzo skomplikowane pod względem ekonomicznym, żeby w rozsądnej cenie sprzedawać coraz lepsze produkty - a my to robimy.

A kiedy pojawiła się joga?

To było jakieś 9 lat temu. Byłem bardzo zmęczony i stwierdziliśmy wówczas z moją ukochaną narzeczoną, że musimy wyjechać gdzieś na chwilę. Poziom stresu nawet w małej firmie rodzinnej jest bardzo duży, chciałem chociaż na moment odciąć się od tego co robię. Oczywiście nic nie dzieje się przez przypadek, zadzwoniłem na może trzeci znaleziony kontakt, który wpadł mi w oko w Internecie i tak poznałem Wiktora Morgulca. Pojechałem na wyjazd z nim i od tamtej pory jeździmy z żoną na wakacje z jogą.

Znajdujesz czas na regularną praktykę?

To nie jest tak, że ćwiczę non-stop. Na co dzień robię sobie krótkie sesje w domu, nie chodzę do nauczycieli, bo nie zawsze mam taką możliwość - mamy dwójkę malutkich dzieci, a wiele czasu i energii trzeba poświęcać również na sam związek. Cieszę się bardzo, że nauczyłem się czerpać frajdę z medytacji i staram się to robić codziennie, wstając wcześniej przed wszystkimi domownikami. Rodzina, odpowiedzialna praca i pasja absorbują.

Nie licząc kilku godzin w ciągu dnia, zawsze jestem do dyspozycji moich klientów i pracowników. Już sama świadomość tego, że zawsze ktoś może zadzwonić jest jakimś obciążeniem. Medytacja daje mi w tym wszystkim wielką moc. Oczywiście dzieje się tak, że z czasem zaczynamy wokół siebie wytwarzać silną aurę i określeni ludzie do nas docierają.

Dla mnie życie jest jedno - wszystko jest energią, która współtworzy uniwersum. Z takim poczuciem podchodzę też do tego co robię. Właściwie ciężko jest oderwać jakąkolwiek dziedzinę i powiedzieć, że np. można mówić o tym co się robi, o kosmetykach, o swoim życiu w sposób tak wygładzony i poprawny politycznie bo ma się to sprzedawać, natomiast od strony produkcji tzw. alkowy, można sobie myśleć co innego i mówić co innego. Wiem, że z jakiegokolwiek punktu widzenia jest to awykonalne i nie ma długich szans przeżycia.

Jak się mają wartości w biznesowej codzienności?

Spójność pomiędzy moralną intencją, moralną mową i moralnym działaniem ratuje mnie w życiu. Mam odwagę żyć w zgodzie ze sobą, nie kłamać, nie robić żadnych świństw - nie dlatego że tak nie wypada tylko, że ja chronię w ten sposób siebie. Można powiedzieć, że jest to egoizm, ale pozytywny, bo jeżeli ja nie zejdę w głąb siebie, nie odnajdę tego co czyni mnie szczęśliwym, nie odnajdę tego spokoju, który powinien każdego z nas wypełniać, to jak ja mam ten spokój czy miłość wnieść do życia??

Ponad rok temu, kolejnym zrządzeniem losu spotkaliśmy osobę, która zajmuje się Kaizen w Polsce i wprowadziliśmy do firmy tę japońską filozofię, która przekłada się de facto na moje wartości. Ta myśl wschodu, pozwala lepiej uporządkować organizację, a przede wszystkim wychodzi od idei, że firma, stowarzyszenie, urząd to struktura, która musi wnosić wartości do społeczeństwa. Jeżeli wnosi te wartości, to społeczeństwo oddaje je w formie pieniędzy, poparcia - czegokolwiek. Czyli nie tworzymy firmy po to, aby tylko zarabiać pieniądze, ale pieniądze są konsekwencją tych wartości, które wnosimy. Jeżeli działamy dobrze dla społeczności, zatrudniamy ludzi z tej społeczności, uczciwie ich traktujemy - z szacunkiem, ileś rodzin żyje bezpiecznie, oni nam to oddają z uczciwej pracy, więc mamy dochód w firmie, ta z kolei dzieli się czymś co ma i to wszystko jest bardzo logiczne.

Czy w polskich realiach taki model ma rację bytu?

W naszej kulturze, powiedzmy, nie wszyscy mają takie potrzeby. Jest to wyzwanie, które żeby uruchomić w praktyce, w tak dużej grupie, trzeba najpierw naprowadzić ludzi na inne tory myślenia. A to nie jest proste, bo przecież my czasami spędzamy całe wcielenia, żeby zmienić swój poziom wibracji, świadomości, żeby w ogóle wejść na inny poziom percepcji wszystkiego.

Jest to tak naprawdę zmasowana praca. Wyszkolenie najpierw pionierów zmiany, managerów a później wszystkich pozostałych pracowników. Wszyscy powinni zrozumieć, że uczciwa, świadoma praca, która eliminuje marnotrawstwo, to paca która mówi - firma to jest nasze wspólne dobro. Prowadzę całkowicie przejrzystą firmę, nie ukrywam niczego - co, jak i dlaczego się odbywa. Dla nas dobro klienta jest najważniejsze, wierzmy w to, że jeżeli zrobimy zdrowy kosmetyk, dobry dla klienta, w dobrej cenie i wydajny - jeżeli nie okłamujemy tylko mówimy faktycznie jak jest, to on go kupi i do nas powróci. W związku z tym będziemy mieli pracę, a ja będę miał satysfakcję z tego co razem robimy.

Do czego to się wszystko sprowadza?

Do tego żeby przeżyć szczęśliwie te parędziesiąt lat i nie tracić czasu na rzeczy, które po prostu nie mają znaczenia.

A co ma znaczenie?

Tak naprawdę znaczenie ma niewiele rzeczy, ale na pewno jest jeden zbiór wartości, które dla mnie vipassanowo, czy jakkolwiek by to nazwać, są istotne. Czuję coraz większą spójność swojej energii życiowej z inny ludźmi i z otoczeniem. Myślę, że taka praca świadoma nad tym, żeby to co robię, w życiu, w rodzinie było moralne, zgodne ze mną i żeby moje życie było coraz bardziej harmonijne - pozbawione wahań emocjonalnych. Bo koniec końców, jeśli wchodzimy na tę drogę, to nie mamy łatwego życia, szczególnie w aktualnych czasach. Widzę to, również z perspektywy swoich działań społecznych.

Trudno dziś ludziom powiedzieć, że warto zaufać drugiemu człowiekowi. Przekonać, że to, iż przez ileś czasu spotykaliśmy się z ludźmi nieuczciwymi nie oznacza, że każdy następny również jest nieuczciwy. To mnie irytuje w naszej dzisiejszej rzeczywistości, bo chcąc dać jakąś zmianę, nową wartość napotykamy na opór - bo jak zaufać komukolwiek, skoro wszyscy mnie zawiedli? Jak rozpoznać czy ktoś ma dobre intencje czy nie? - tego typu dylematy mają przeważnie ludzie, z którymi rozmawiam.

Czym jest dla Ciebie działalność społeczna?

Muszę powiedzieć, że to jest wyzwanie. W tej pracy społecznej jestem od 5. lat. Działam w stowarzyszeniu ekologicznym, z którym walczymy mocno o zieloną zmianę w mieście. Drugi rok jestem także radnym osiedlowym, a obecnie współtworzę komitet wyborczy na bezpartyjnego kandydata na prezydenta we Wrocławiu.

Takie 'dawanie zorganizowane' innym jest fascynujące, bo jeżeli ma się dobre intencje i działa się faktycznie to odnosi to sukcesy. Okazuje się nagle, że ludzie łączą się - podobni z podobnymi i coś idzie do przodu.

Opór ludzi, urzędów, struktury, która nie wypycha tych dobrych wartości na przód jest trudny, bo ciężko wewnętrznie pogodzić z tym, że np. miasto ma jakiś budżet, z którego można by uczynić społeczeństwo dużo bardziej sprawiedliwym i zrównoważonym - żeby nikt nie cierpiał głodu i miał gdzie mieszkać - co jest jak najbardziej do zrobienia. Mamy mnóstwo pieniędzy np. w takim Wrocławiu i jak widzę jak są marnotrawione to mówię - to trzeba zmienić. Żeby to zmienić, trzeba porwać za sobą ludzi, większość z nich jest tak zdesperowana i przerażona rzeczywistością, że już nikomu nie wierzy i zamyka się w domach.

Jako paroletni chłopak myślałem, że miasto to jest taka fajna przestrzeń, w której każdy robi co chce i nikt nie mówi mu co ma robić. Dopiero z wiekiem uświadomiłem sobie, że to nie jest tak - musimy brać pod uwagę to co czują inni i zawsze musimy postawić się na miejscu człowieka i sprawdzić czy nasze myślenie i działanie nie sprawi mu przykrości.

Ponieważ to natura tworzy nasze życie, daje nam przestrzeń do funkcjonowania, miasto jest trudnym przypadkiem. Człowiek stworzył coś sztucznego, czego nie powinno być i mówi - bądź szczęśliwy w hałaśliwym miejscu pełnym toksyn i ludzi upakowanych na małych przestrzeniach. To jest właśnie wyzwanie. Więc powinniśmy im zapewnić minimalną przestrzeń.

Jeżeli komuś się nie wiedzie, no to my, jako zdrowe społeczeństwo nie powinniśmy pozwolić żeby ten, komu się powodzi bardzo dobrze mieszkał tuż obok kogoś kto umiera z głodu. Ja bym tak nie chciał. Trzeba stworzyć mechanizmy, ażeby pomoc socjalna faktycznie docierała, żeby wszyscy czuli się bezpiecznie. Bo jak ktoś nie ma za co żyć, nie ma za co nakarmić swoich dzieci będzie agresywny, to jest normalne, a nie chcemy ludzi agresywnych dookoła.

Trzeba ustalić jako priorytet, w mieście czy w gminie, człowieka - nie instytucje, nie dobro paru tylko bezwarunkowo człowieka. Społeczność musi wspierać najsłabszych. Zawsze byłem daleki od komunizmu, natomiast nie czułbym się dobrze, gdyby mi się świetnie powodziło i bym się tym nie dzielił. Mam poczucie, że w Polsce nie udało nam się stworzyć systemu, w którym ludzie się wspierają i widzą w tym sens.

Czy jest na to szansa?

Mam poczucie, że następuje przebudzenie. Może po części to przebudzenie widzę coraz bardziej, bo mam też takie otoczenie. Od półtorej miesiąca rozmawiam bardzo często z ludźmi na ulicy. Wychodzimy z inicjatywą w kilkanaście osób, chcemy wsłuchać się w ich problemy, w to co im doskwiera, co trzeba zmienić.

Mówią chętnie i otwarcie?

Bardzo dużo jest w nich agresji i lęku. Są ludzie, którzy boją się o rodziny, nie mają co jeść, gdzie mieszkać, mówią: - dlaczego w mieście nam nikt nie pomaga? Dlaczego urzędnik jest wrogiem a nie przyjacielem? Właściwie trzeba by zrobić taką pozytywną rewolucję.

Od czasu, kiedy przeczytałem autobiografię Gandhiego, to satyagraha właśnie wydaje mi być formą pasywnego, pozytywnego protestu, który mógłby wiele zmienić. Trzeba by było jedynie lidera z charyzmą, jednoznacznie dobrze się kojarzącego. Tu oczywiście jest problem, bo dzięki socjotechnice i wpływom na media, każdą inicjatywę, nawet najbardziej moralną można dziś opluć i to ten opluty ma problem, więc to nie jest proste.

Nigdy nie działałem politycznie, wspieram raczej pewnych ludzi, którzy wydają się moralni. Uważam, że trzeba się przebudzić i powiedzieć sobie - nie możemy pozostać obojętni na los drugiego człowieka. Ja nie wpłynę na ustawy w sejmie, ale mogę pomóc drugiemu człowiekowi - nie jałmużną lecz wsparciem.

Od 7-8 lat wspieramy z żoną rodzinę, w której pani dostaje dzieci z pogotowia sądowego, często są to dzieci chore lub po poważnych przejściach, wsparcie ma w tym bardzo słabe. Zorganizowaliśmy jej mieszkanie, które musieliśmy opłacić - bo miasto, nawet jak przyznaje ludziom mieszkanie to każe im w gotówce płacić kaucję. I to jest szaleństwo! Osoba, która robi niewiarygodną rzecz - opiekuje się najsłabszymi i robi to w naszym wspólnym imieniu, nie ma nawet kawałka suchego konta - nie dajemy jej szans na to, aby mogła tą pomoc nieść.

Mamy przyjaciół, którzy zajmują się niepełnosprawnymi i tu też jest masę rzeczy do zrobienia. Ktoś niewidomy w naszej rzeczywiści chodnikowo-miejskiej ma naprawdę wyzwanie pt. dotrzeć do pracy czy do szkoły. Jest na szczęście jakaś grupa wolontariuszy, która się tym zajmuje, ale trzeba stworzyć też system. Widzę tu potencjał, bo wiem, że w budżecie miasta, każdej gminy, jeżeli byśmy po gospodarsku zarządzali, to można spokojnie dać ludziom taniej komunikację, obniżyć im koszty przebywania w mieście, udostępnić mieszkania, których jest mnóstwo.

Miałem akurat szczęście wychowywać się w domu wielopokoleniowym i wiem, jaki to jest potencjał na życie. Mieć przeświadczenie o tym, że jest dokąd wrócić, że są ludzie którzy mnie kochają, że są ludzie, którzy mi podadzą rękę jak będę potrzebował - to jest najlepsze ubezpieczenie jakie potrzebujemy na życie. My naprawdę nie potrzebujemy żadnych polis, jeżeli się sami nie boimy i wewnętrznie nie jesteśmy zbudowani z lęku.

Organizację i misję swojej firmy opierasz na stabilności, elastyczności, szacunku, rzetelności i lojalności - jak to się sprawdza w praktyce?

Chcę wierzyć, że udaje się to. Mam poczucie, że firma to nie jestem tylko ja - to wielu ludzi, których mi zaufało, wsparło filozofię, którą wyznaję. Dzięki nim, ta firma istnieje, a ja jestem tylko jednym z elementów. Miałem i mam odwagę mówić - jestem za was wszystkich odpowiedzialny.

Wierzę w to, że bycie wiernym własnemu kręgosłupowi, własnym zasadom, zdecydowanie ułatwia życie. Umożliwia przyjaźnie na lata, a nie na miesiące. I nie stawiamy sobie wtedy pytań: - dlaczego dalej pracować? dlaczego żyć? - bo jeżeli to jest moralne i wewnętrznie nas wzbogaca, to są po prostu sposoby na wymianę z innymi. To mnie motywuje. Motywują mnie ludzie, którzy mnie otaczają. Widzę, że coraz częściej podobnie podchodzą do życia. Pojawia się energia, czy też chęć służenia innym, która przyciąga nas do siebie w odpowiednich momentach.

Mam poczucie, że wszystko to jest bardzo logiczne i w związku z tym mam nadzieję, że to co robię i jak robię, po prostu będzie trwało. Staram się bardzo łączyć z innymi bo wiem, że moralne wymienianie doświadczeń, produktów, usług jest dobre.

Chciałoby się, aby ludzie coraz bardziej zauważali, że sąsiad to człowiek, że jest najbardziej naturalne wspierać swoich, a niechęć do obcego zawsze wynika z lęku. Jak się nie boimy to przyjmujemy obcego i gościmy go, ale najbardziej naturalne jest to, że wymieniamy się z bliskimi nam ludźmi. I tutaj mam wrażenie, globalizacja zupełnie poprzewracała nam w głowie, bo czasami szukamy partnerów na drugim końcu świata, a nie traktujemy naszych bliskich relacji jako priorytetowe czy wartościowe. To trochę tak, jakby sąsiad z drugiej ulicy był nam bliższy niż rodzina, z którą mieszkamy.

O czym marzysz?

Mam szczęście robić rzeczy, które wydają mi się pozytywne dla innych. Mamy dzisiaj już dość dużą liczbę osób, która z nami współpracuje i chcemy iść coraz bardziej w kierunku spójności z naturą. Prawodawstwo tego zupełnie nie ułatwia, wręcz przeciwnie, ale udaje nam się pewne bariery pokonać. Od pewnego czasu rozwijamy się też poprzez sieć sklepów, które stworzyliśmy. Teraz chcemy zrobić centra Wellness, w których każdy mógłby odnaleźć swoją przestrzeń do relaksu i odprężenia. Chcielibyśmy tam propagować zdrowe masaże, zabiegi, aromaterapię, techniki manualne itp.

Marzą mi się małe przestrzenie, gdzieś blisko miejsc zamieszkania, do których można byłoby przyjść, pomedytować, spotkać ludzi, którzy również chcą dla siebie zdrowia i wierzą w to, że sami sobie mogą pomóc.

Powodzenia w dalszym spełnianiu się w zgodzie ze sobą i z naturą!

Rozmawiała: Paulina Szpargała
paulina@joga-joga.pl
Zobacz wybór akcesoriów do jogi >>

Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Ludzie Jogi
Polecamy
JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi