Prekursorzy jogi w Polsce - Jurek Jagucki
Kalendarium Wydarzeń
Bądź w kontakcie
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Informacje Specjalne

pokaż wszystkie

Informacje

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

pokaż wszystkie

Partnerskie szkoły jogi

Prekursorzy jogi w Polsce - Jurek Jagucki

poniedziałek, 23 października 2006

Wiktor Morgulec

Zapraszamy do lektury wywiadów z polskimi nauczycielami jogi, mogącymi poszczycić sie najdłuższą praktyką i wieloletnim doświadczeniem. Przeczytajcie o początkach ich drogi i o tym kim są dzisiaj.Pierwszy chronologicznie wywiad przeprowadziliśmy ze Sławkiem Bubiczem, który " przywiózł" jogę wg. przekazu B.K.S Iyengara do Polski. Kolejne wywiady wg. daty ich przeprowadzenia to: rozmowa z Jurkiem Jaguckim i już wkrótce wywiady z: Konradem Kocotem i Leszkiem Mioduchowskim.

Witam Cię Jurku.
Chciałbym porozmawiać o początkach jogi w Polsce. Jesteś uważany za jednego z prekursorów. Opowiedz, jak to właściwie było, jak to się zaczęło? Trochę historii...
Zdarzyło mi się nie być w Polsce w roku 1980. Wróciłem i w 1981 i mogłem sobie pozwolić na to, żeby nie pracować. Pierwszy raz w życiu nie pójść do pracy (generalnie byłem bardzo obowiązkowy i solidny).
Wtedy joga mnie znalazła. Na początku 1981 roku spotkałem pana Tadeusza Paska animatora i popularyzatora jogi, który odbył kilkumiesięczne stypendium w Indiach. Po powrocie prowadził zajęcia jogi. W tych czasach komunistycznych jedynym systemem do zaakceptowania przez władze był system ćwiczeń relaksowo- koncentrujących. Było już trochę osób przygotowanych do roli instruktora rekreacji ćwiczeń opartych na jodze. Ponieważ byłem po AWF-ie, więc też natychmiast stałem się jednym z takich instruktorów, otworzyłem swój ośrodek w Szczecinie.
Było to dokładnie 1 września 1981 roku. Nazywał się Ośrodek Regeneracji Ciszą i był oparty na systemie ćwiczeń relaksowo- koncentrujących. Wcześniej spotkałem w 1969 roku panią Malinę Michalską na jej pokazie jogi. To było w Zakopanym, gdzie byłem na wczasach. Dowiedziałem się, że wyda książkę i że nauczyła się jogi z książek. Ona właściwie była w latach 60/70 - tych takim prekursorem jogi.
Napisała książkę "Hatha Joga dla wszystkich" to była, w tych latach 70/ 80-tych taka trochę biblia jogiczna w świecie polskim. To była perełka, myśmy próbowali uczyć się z tej książki, aż pojawił się pan Tadeusz Pasek i wprowadził swój system. Pan Tadeusz Pasek musiał wyjechać w 1981 roku na konferencję do Kanady i nie mógł wrócić, bo się zaczął stan wojenny. Jego rolę, propagatora jogi przejąłem ja, bo będąc po AWF-ie byłem wiarygodny dla ówczesnych władz.
Zanim wyjechał, pan Pasek przyjął moje zaproszenie do Szczecina, żeby spotkać się z sympatykami jogi. Podczas tego spotkania ogłosił mnie wybitnym specjalistą od jogi. Ta moja "wybitna specjalistyczność" polegała na tym, że już miałem wtedy kilka miesięcy swojej własnej praktyki.
Kiedy głosił, że jestem wybitnym specjalistą jogi, to ja się zaczerwieniłem przed tymi ludźmi, (przyszło około 50osób). Zaczerwieniłem się, bo oczywiście wiedziałem, jakim ja jestem specjalistą. Ale pan Pasek zaraził mnie taką myślą, że rzeczywiście, mogę kimś takim się stać. Kilka miesięcy później otwierałem swój własny ośrodek jogi pod państwowym szyldem - filią Domu Kultury.
Ośrodek Regeneracji Ciszą był miejscem gdzie można było sobie pozwolić na bardzo dużo, (jeśli chodzi o dowolność) w tych komunistycznych czasach. Miałem pełną dowolność tworzenia programu z tego, o czym wiedziałem i co już umiałem. Oczywiście miałem ogromną wolę kształcenia się. Taki jest mój początek z jogą. Cały czas dowiadywałem się czy ktoś aktualnie wrócił z Indii i przekaże mi coś, co się teraz wydarza.
Moi koledzy od Zenu (jego koledzy z Lublina) powiedzieli mi, że jest taki ktoś - nazywa się Sławek Bubicz, który obecnie jest w Indiach i w ciągu mniej więcej roku, dwóch powinien wrócić. Czekałem na tego Sławka Bubicza, nie znałem go w ogóle, tylko wyobrażałem sobie. Wiedziałem o nim, że to młody chłopak, który bezpośrednio po skończeniu psychologii pojechał do Indii. Jak tylko się dowiedziałem, że wrócił do Lublina umówiłem się, że chcę być uczony i wsiadłem w pociąg. Pojechałem do niego do domu z sobotę na niedzielę i on mi pokazał jogę, która mnie bardzo zainspirowała. Bardzo mocno zachęciła, bo to, co do tej pory robiłem nie stawiało wymagań. To, co robił Sławek, było bardzo wymagające. Ja czułem, ze tym wymaganiom sprostałem. To mnie tak podnieciło, tak podekscytowało, pomyślałem, "ja robiłem takie trudne rzeczy, to jest niesamowite, ja to potrafię zrobić" To była taka inspiracja do tego, żeby w tym kierunku pójść. Zostawiałem coraz bardziej tą swoją jogę ćwiczeń relaksowo-koncentrujących.
Wszyscy, którzy wtedy się jogą interesowali, zaczęli być uczniami Sławka Bubicza.
Ja też byłem jakiś okres jego uczniem, potem Gabrieli Guibillaro, kobiety, włoskiej nauczycielki, którą on zaprosił do Polski.

Sławka spotkałem w 1984, on mi pokazuje jogę, zaraża. Zacząłem jeździć na kursy, które prowadził. Zaprosiłem go też na kursy, które ja prowadziłem. Przyjął to zaproszenie. Później przyjął zaproszenie na taki kurs dla nauczycieli jogi, w systemie p. Paska, czyli dla instruktorów rekreacji, którzy mieli podwyższać swoje kwalifikacje. Ja kierowałem tym z ramienia TKKF-u - instytucji, która nadawała te tytuły. Na kursie było gdzieś około 50 osób. Oczywiście wszyscy byli bardzo zbulwersowani, bo my uczyliśmy się takiej spokojnej jogi, z muzyczką, tutaj mieli pokaz wykonany przez Sławka jogi takiej drapieżnej, dynamicznej. Wiele osób ta praktyka przeraziła, przestraszyła, bo wymagała. Mnie natomiast to bardzo zafascynowało. Bardzo przeżyłem ten trening, bo wszyscy zobaczyliśmy jednocześnie, że byliśmy w jakiejś takiej iluzji, że robimy jogę a tu Sławek pokazał nam fragment takiej bardzo przemawiającej jogi.

Czy pamiętasz swoje pierwsze spotkanie z jogą w praktyce, pierwsze zajęcia?

Uczyliśmy się być instruktorami ćwiczeń relaksowo-koncentrujących w Poznaniu u pana Tadeusza Paska, w jego ośrodku. Prowadziliśmy segmenty zajęć, każdemu powierzono jakiś fragment. Pamiętam, że miałem poprowadzić relaks. Wtedy była moda na relaks według treningu autogennego Schultza. Jak ktoś mówił tak bardzo ładnie, pięknie modulował głos, mówił bardzo spokojnie i jeszcze puścił jakąś ładną muzykę, to po prostu był uznany za wybitnego specjalistę.
Po poprowadzonym przeze mnie relaksie wszedłem do grona wybitnych specjalistów. Ponownie. Poza tym zostałem okrzyknięty genotypem jogina. "Aha - myślę sobie - skoro mówi mi to takie szacowne grono, to może jest w tym jakieś ziarno jogińskie". Swoje pierwsze lekcje prowadziłem już 1 września w 1981 roku w Ośrodku Regeneracji Ciszą.

A pierwsze zajęcia, które poprowadziłeś?

Pamiętam. To było nieporadne, ale nie tak trudne, dlatego że byłem obyty z występowaniem publicznym. Byłem wieloletnim Dyrektorem Domu Kultury, (w którym później miałem swój Ośrodek). Byłem obyty ze sceną, z prezentacją siebie, publicznym przemawianiem. Byłem swobodny. Ta joga, którą prezentowałem, nie była bardzo wymagająca. Była bardzo prosta: kilkanaście pozycji, ułożonych w sekwencje, koniecznie z ładną muzyką. Bez uważności, wymagań dotyczących jakiejkolwiek precyzji, dokładności wykonania.

Jak zmieniała się w czasie Twoja praktyka? O początkach już trochę powiedziałeś, a jak to wygląda teraz? Chodzi mi już o Twoją praktykę.

Kiedy wykonywałem tych kilkanaście pozycji, wiedziałem tylko jedną rzecz, że chcę robić to systematycznie i regularnie. Czułem tak instynktownie, że to na tym polega. Trzeba praktykować systematycznie, regularnie. Ponieważ w życiu niczego nie robiłem systematycznie i regularnie, powziąłem takie postanowienie, że to będzie właśnie joga i medytacja. Rzeczywiście od 1 grudnia 1981 roku jak się zawziąłem, to tak było. Miałem regularną, codziennie praktykę, na początku według systemu pana Paska a potem, gdy się pojawiła - jogę Iyengara.
Wiedziałem instynktownie, że cały sekret jogi polega na tym, żeby tego dotykać codziennie. Oczywiście moje lenistwo wówczas było nieograniczone, więc dla mnie robienie czegoś systematycznie, codziennie było potwornym wyzwaniem. Ale podjąłem je i do dzisiaj tak trzymam. Do dzisiaj codziennie praktykuję jogę, praktykuję medytację.

Właśnie, czy praktykujesz jeszcze coś innego niż joga?

Właściwie bym tego nie nazwał czymś innym niż joga, bo praktykuję medytację Zen, która jest jogą. To, co w sanskrycie nazywamy Dhyaną (medytacja) w transliteracji japońskiej nazywa się Zenem - bezpośrednim doświadczaniem tej chwili. Gdy praktykuję jogę -asany, pranajamy to praktykuję Zen - bo praktykuję bezpośrednie doświadczanie tej chwili. Tak to traktuję.
Moja medytacja Zen bardzo pomaga mi być w jodze i moje bycie w jodze bardzo pomaga mi być w medytacji Zen. Nie widzę tu żadnego konfliktu, jest to bardzo współistniejące. Obydwie praktyki oznaczają nic innego jak uwolnienie swojego umysłu od poruszeń, które zakłócają nasz odbiór wszechświata takim, jakim on jest. Tak patrzę na jogę i tak patrzę na medytację Zen. Dzięki tym praktykom ja, i myślę, że moi uczniowie również mogą to potwierdzić, uczymy się jak widzieć poruszenia umysłu i nie być przez nie spętanym. Tym dla mnie stał się trening jogi.

Czy joga jest dla ciebie ścieżką duchowego rozwoju?

Zapewne tak. Nie nadużywałbym słowa "duchowy", szczególnie w kontekście jogi według metody Iyengara, która pozornie wygląda na bardzo fizyczną. Nie nadużywałbym, dlatego, że coś duchowe stawiane jest w opozycji do fizycznego. A fizyczny i duchowy musimy zobaczyć jako całość. Jeżeli więc praktykuję jogę to praktykuję zarówno swoją fizyczność jak i swoją duchowość. Nie oddzielam.
Jak to oddzielić?. Przecież to coś, co nazywasz Duchem jest we mnie, w moim ciele. W tobie. W każdym. Dzięki nauce jogi wiem, że czynnik materialny i duchowy są w kompozycji stanowią całość. Natomiast nasze umysły to dzielą, tworzą dualizm, że coś jest duchowe, a coś jest fizyczne. W związku z tym jogę Iyengara obrzydza się czasami mówiąc, ee...to jest takie fizyczne, a przecież joga jest duchowa. Sam Iyengar wyczula nas na to, że joga jest harmonizowaniem czynnika materialnego i duchowego.

Powiedz mi, czym jest teraz dla Ciebie praktyka własna. Na czym najbardziej się koncentrujesz, na co zwracać największą uwagę.

Odkąd praktykuję codziennie, regularnie, wiem jedną rzecz, że wszystko polega na przebywaniu w tej chwili, czy są to pozycje początkujące, czy średnio czy bardzo zaawansowane. Skupiam się maksymalnie na tym cokolwiek bym robił, żeby realizować tę chwilę. To jest cały sekret jogi: być tą chwilą. Moja praktyka własna polega na tym, że sięgam po pozycje do sekwencji, które są wymagające, jak również sięgam po te, które są proste, łatwe. Kombinacja jednych i drugich oznacza, że buduję równowagę, więc dbam w mojej praktyce własnej o to, abym był zrównoważonym, a nie żebym był jakimś kimś szczególnie zaawansowanym. Dbam o to naprawdę od lat i czuję, że to zrównoważenie, które joga daje, po prostu się pojawia. Ono się pojawia tylko wtedy jak zrozumiesz, że praktyka własna ma być równoważeniem siebie dla wszechświata i stawaniem się częścią wszechświata. Tym się staje moja praktyka, bo ja się staję tym, co robię, całkowicie.
Kiedy realizowałem swoje programy do kolejnych certyfikatów, to możesz się domyślać, było to bardzo wymagające wyzwanie. Przeciętnie około roku przygotowywałem się do kolejnego egzaminu. Wtedy sięgałem w swojej praktyce własnej po rzeczy bardzo wymagające i takie, nad którymi musiałem pracować rzeczywiście około roku żeby je opanować. Ale rzecz nie jest w tym certyfikacie, w tym zaawansowaniu pozycji, czy jakimś szczególnym ich skomplikowaniu, tylko właśnie żeby w tym, co robisz, być całkowicie. Całkowicie się w tym zanurzyć, całkowicie się temu oddać. Jest to oczywiście bardzo wymagające.
Ale powiem ci szczerze: też jest to dla mnie takie bardzo podniecające, mam wyzwania, którym jestem w stanie sprostać. Wyzwanie wymagają ode mnie i temu się oddaję. Tym samym się dzielę z uczniami i też tego samego od uczniów wymagam. I w ten sposób joga staje się taką piękną przygodą dla nauczyciela. Wymagać wobec siebie i stawiać wymagania swoim uczniom. Tego uczy mnie moja praktyka. Jak prowadzę egzaminy nauczycielskie to dokładnie widzę, że są osoby, które mają mierną praktykę, więc w uczeniu nie mogą sięgnąć po ten podstawowy atrybut, czyli uczyć tego, co samemu się praktykuje. Są osoby, które mają mocniejszą praktykę, gorsze umiejętności uczenia, ale wtedy praktyka sama się broni. Wtedy osoba, która demonstruje swoją praktykę nie musi używać jakiś szczególnych instrukcji, czy wykazać jakiś szczególnych umiejętności nauczycielskich, (choć dobrze jest je mieć). Jeśli ktoś rzeczywiście odkrył, że jego własna praktyka indywidualna prowadzi go do zrównoważenia, to tym samym będzie obdarzał swoich uczniów. Będzie to również joga równoważąca uczniów, a taka właśnie ma być. Czasami zdarza się w jodze to, że jest dla elastyczności, dla rozciągnięcia, pomija się tą drugą stronę medalu, czyli siłę, stabilność i moc. Albo są osoby, które budują siłę, stabilność, moc a lekceważą element uelastyczniający, rozciągający. Jeszcze inna skrajność, to są ludzie, którzy tylko i wyłącznie prezentują dynamizm mówiąc to właśnie jest joga Iyengara, a lekceważą stateczność i spokój. Joga to jest równowaga między dynamizmem i również statecznością i spokojem. Wyjście poza te skrajności jest właśnie Jogą.

Jak myślisz, dokąd praktyka jogi doprowadzi Cię w przyszłości?

Odpowiem na to pytanie przykładem z życia sprzed 2 czy 3 lat, kiedy byliśmy na Słowacji. Wybraliśmy się ze Śląskiego Domu w kierunku Gerlachu. Po drodze zdarzały się cudowne, piękne rzeczy, zobaczyliśmy przepiękny wodospad, przepiękne stawy, tak jakby plantację pięknych, żółtych kwiatów, (nazwy nie pamiętam), spotkaliśmy kozicę, zobaczyliśmy na prawdę przepiękne widoki. Mógłbym ich nie zobaczyć, gdybym myślał tylko o Gerlachu. W związku z tym myśmy do Gerlachu nie doszli, ale mieliśmy z moją żoną cudowną przygodę bycia w górach, cieszenia się ich pięknem i raczenia się każdą chwilą obecności. Doszliśmy pod Gerlach. Gdybym tylko i wyłącznie zaślepił się - idę na Gerlach, nic bym zupełnie nie zobaczył.
Tak widzę jogę. To jest taka droga, na której ten Gerlach, ten cel jest jasny. To jest harmonizowanie się z absolutem, to jest wyjście poza własne ego, to jest umiejętność wyrzeczenia się dla innych, ważniejszych rzeczy, wyrzeczenia się swoich małostkowych potrzeb. To jest chęć służenia innym. Wszystko mógłbym ominąć gdybym tylko i wyłącznie szedł i widział tylko cel. Jeśli stawiam sobie cele, jednocześnie wiem o tym, że w jodze droga to takie bycie w drodze do celu.
Oczywiście spodziewam się, że można przy dyscyplinie wyzwolić się od spętania przez produkty własnego umysłu. Wierzę w to bezgranicznie, ale wiem też jak to jest trudne, bo z tym się spotykam każdego dnia i sam, i z moimi uczniami. Chciałbym, żeby w drodze do wyzwolenia się deptać po drodze i widzieć to piękno i różnorodność, które wszechświat oferuje. Byłoby to zubożeniem jogi gdybyśmy powiedzieli, że za wszelką ceną musimy osiągnąć cel.

Czym była dla Ciebie joga (tak ogólnie), kiedy zaczynałeś a czym jest teraz? Czy jest jakaś różnica?

W moim osobistym przypadku joga bardzo szybko stała się instrumentem na moją nerwowość, drażliwość, taki niespokojny umysł, bardzo fruwający, latający. Miałem mocną ufność w to, że choćby relaks powtarzany dla siebie codziennie(nie tylko dla uczniów), pozwala mi łagodzić różne ostrości, różne kanty, żeby łatwiej było mi przyjmować świat taki, jakim jest. Jestem bardziej pogodzony ze światem dzisiaj, może właśnie dlatego, że od dwudziestu kilku lat praktykuję metody, które te szorstkości troszeczkę szlifują. Łatwiej mi teraz przyjmować świat takim, jaki jest. To się łączy też z dojrzewaniem życiowym. Ja przez te 25 lat dojrzewałem.
Jeśli powtarzam codziennie instrukcję relaksu swoim uczniom, to wprowadzam taki klimat, w którym chcę, żeby osoba odnalazła drogę do tego w sobie, co prawdziwe i co od początku jest nieskalane. Aby być wiarygodnym, kiedy tę drogę pokazuję, muszę też tę drogę realizować. Do naszej wewnętrznej niewinności, do tego światła, do tego, co uznajemy, że jest prawdą, że jest szlachetne, czyste. Przede wszystkim tęsknota za tym prowadzi ludzi do jogi, szukają w niej jakiegoś remedium, tak jak ja go znalazłem, tak jak ty prawdopodobnie znalazłeś.
Widzisz, że to działa na ciebie, widzisz ludzi obok i myślisz - przecież mogę się tym dzielić, trzeba tylko mieć kompetencje. Ja od początku, kiedy p. Pasek powiedział, ze jestem wybitnym specjalistą, wiedziałem, że chcę się takim stać. Wiedziałem też, że długa droga i ogromna praca przede mną. Cieszę się, że mogę tą drogą iść i tę pracę wykonywać.

Czy miałeś w życiu taką chwilę, kiedy chciałeś zaprzestać praktyki? Wycofać się zupełnie?

Pamiętam taki okres, akurat pojechałem do Indii. Zadałem kilku Mistrzom, których miałem okazję spotkać pytanie czy to, co robię, w moim życiu aktualnie, ( a wtedy już 15 lat zajmowałem się jogą), jest właściwe. Nie była to taka wątpliwość, ot, taka jednodniowa, chwilowa, tylko kilka miesięcy ze mną to pytanie było.
To co uzyskałem jako odpowiedź, bardzo mi pomogło przetrwać ten kryzys, który polegał na tym, że nie doceniałem tego, że to co robię , robię wystarczająco dobrze. Nie byłem pewny, że to, co robię jest na pewno dobre dla innych. Ja chyba wtedy też nie doceniałem swoich własnych umiejętności nauczycielskich. Myślę, że takie kryzysy, takie wątpliwości przechodzi każdy, kto myśli, czuje i jest wrażliwy. Podczas kilku miesięcy mojego kryzysu stawiałem to pytanie nauczycielom. Uzyskałem taką odpowiedź, o której dzisiaj bym powiedział, że jeśli robisz coś całym sobą, to jest właściwe. Wiedziałem, że ten kierunek jest dobry, moja chwilowa wątpliwość, która mi towarzyszyła kompletnie odeszła. Mało tego, wydaje mi się, że zyskałem wtedy też siłę do tego żeby nie wyprodukować więcej takich wątpliwości. Być na tej drodze, mieć taką jej jasność i pewność.
Teraz po 25 latach bycia nauczycielem jogi, prowadzenia swojej własnej szkoły, nadal czuję i uważam, że to dokładnie tak ma być. Potwierdzam każdego dnia, swoją obecność na tej drodze, tym, że na niej jestem. Czyli nie mam takich wątpliwości w tym momencie. Przekonałem się, że obdarzanie ludzi, którzy się do mnie zwracają, swoją uwagą i przytomnością, pokazywaniem im praktyki w nich wzbudza z kolei zaufanie, że ktoś już tą drogą przeszedł. Przede mną przeszli moi nauczyciele i nadal są na tej drodze. To jest cudownie wiedzieć, że cały czas nie idziesz sam. Idzie mnóstwo ludzi z tobą i przed tobą. Byli i aktualnie są na niej twoi uczniowie. Twoi uczniowie stają się nauczycielami. Oczywiście już wychowałem trochę nauczycieli. Ja miałem takich nauczycieli, moi uczniowie-nauczyciele będą nauczycielami innych. Jestem w takim łańcuchu przekazu. Tak też to określa Iyengar nasz Guruji: "Dostając certyfikaty stajecie się elementem łańcucha". On nie mówi Jogi Iyengara tylko łańcucha jogi od Patandżalego.
Przed Patandżalim byli wielcy nauczyciele, wielcy mędrcy. Znamy ich nazwiska, wiemy, kim oni byli, jak też było wielu bezimiennych. Wielu z nas też pozostanie bezimiennymi. Ale pokazaliśmy innym drogę i wtedy ten łańcuch nadal może się poszerzać. To jest bardzo piękne w czymś takim uczestniczyć. Tak traktuję swoją rolę jako nauczyciela na treningu nauczycielskim. Kształcącego nauczycieli albo egzaminującego nauczycieli.

Jesteś uznanym nauczycielem. Czym przede wszystkim dzielisz się ze swoimi uczniami?

Posługujemy się pewnymi technologiami, ale my mamy wiedzieć, że to są tylko technologie. Natomiast przekaz w uczeniu jogi powinien wyjść poza technologię. Osoba powinna odkryć siebie, odkryć to, co jest esencją, co jest źródłem. Mieć siłę odpowiadać sobie na trudne pytania egzystencjalne, życiowe:
Kim jestem?
Co to znaczy karma?
Co to zasiane nasienie i co to owoc uzyskany?
Co to znaczy nie krzywdzić innych?
Co to znaczy zacząć od niekrzywdzenia siebie by nie krzywdzić innych?
Co to znaczy prawda?
Jak rozumieć powinność by być zadowolonym w życiu?
Jak budować szczęście?
Próbuję pokazać w jodze coś poza techniką, żeby nie ograniczać się tylko i wyłącznie do ćwiczenia, dobrze zaplecionej nogi za głową, do jakiejś figury, tylko widzieć, że każdy oddech jest unikalny. I że każdy oddech to jest sięganie po tą komunię z energią Wszechświata, a kto woli to nazwać inaczej, do komunii z Najwyższym, z Absolutem, ze Światłem. Joga instrumentalna, widziana tylko przez pryzmat pozycji ciała, jakiegoś sukcesu - szybciej, więcej i dynamiczniej - to jest nieprawda.
Jako dojrzały nauczyciel i jako dojrzały praktykujący chciałbym pokazywać ludziom drogę taką, jaką ona jest. To, co jest Drogą a nie to, co jest narzędziami na tej Drodze. Natomiast powinniśmy wiedzieć, jak korzystać z tych narzędzi. Mamy się tego właśnie uczyć, w jaki sposób posługiwać się instrumentami, żebyś ty stawał się lepszy - to znaczy, żeby świat stawał się lepszy. I to jest już piękne. Pomagasz światu nie, dlatego, że pomagasz światu, tylko, dlatego, że pomogłeś jednej osobie, czyli sobie. Jesteś częścią wszechświata, więc pomogłeś wszechświatowi.

Opowiedz jakąś sytuację związana z jogą, którą najmilej wspominasz, takie pierwsze skojarzenie?

Najmilsza jest sytuacja, którą obserwuję, kiedy kończę 7-dniowy trening, (ale też czasami po każdej lekcji), kiedy moi uczniowie wychodzą z lekcji i widzę ich promieniejące oczy, widzę ich postacie pełne energii, ożywienia. Na lekcje przyszła osoba często bardzo zacementowana w napięciach , usztywniona - wychodzi swobodniejsza. Nieraz ludzie mówią - pofrunąłem jak ptak. To jest radość nauczyciela, że w czymś takim może uczestniczyć, to może pokazywać ludziom. Tak naprawdę nie ma ich czego nauczyć.
Być nauczycielem w jodze to nie znaczy, że kogoś uczysz. To znaczy, że uwrażliwiasz ludzi, którzy sami odkrywają, że to coś zawsze w sobie mieli. Tę równowagę i harmonię. Zaczynają to odkrywać, że to jest możliwe.
Wyobraź sobie, że jesteś po lekcji asan, trochę oddechu i pojawia się teraz śawasana, pozycja relaksu. Na ogół doświadczenie po śawasanie, jest takie, że czujesz, że coś tam z siebie zrzuciłeś, coś umarło, coś odeszło, coś odpadło. Z czasem my już wiemy, co ma odpaść i wiemy już, jak to zrobić, żeby to, co przesłaniało to, co jest źródłem w tobie, to, co jest światłem w tobie, zostało odrzucone, umarło. Co zostaje? Światło. Patrzenie na to światło.
Nie wiem czy potrafię znaleźć jeden taki moment, który najmilej wspominam. Od 25 lat każdego dnia prowadzę przynajmniej dwie lekcje. Mógłbym się siebie zapytać, "nie znudziło ci się Jurek?" Nigdy nie odpowiedziałbym sobie, że się tym znudziłem. Nie mówię tego samego i ja nie jestem ten sam już, następnego dnia na ostatniej lekcji, mimo że lekcja jest podobna. Ludzie są inni, oni są w innym miejscu. Uczestniczenie w tym procesie zmiany i przemiany, takiej transformacji, którą widzę, to jest ogromna radość dla nauczyciela. Widzieć swoich uczniów, którzy są tacy sami jak ty, czują i doświadczają tego, czego ty doświadczyłeś, kilka godzin wcześniej. Jest ta promieniejąca twarz, radość, takie obudzenie, ożywienie.

Czy jest coś, czego nie tolerujesz u swoich uczniów?

Odpowiem Ci na to inaczej. Odpowiem Ci, na to, czym jestem czasami zmęczony. Przekonywaniem ludzi, że warto. Bywa tak, że osoba przychodzi nie przekonana, tylko coś usłyszała (zawsze to samo robię w gabinecie, pacjentom) i wtedy przeciągam osoby na ten sposób myślenia, że ty możesz sobie pomóc w życiu, że możesz wiele rzeczy rozwiązać i warto pomóc sobie i żyć jakościowo inaczej.
Przeciągnięcie na tą stronę, że inna jakość życia jest możliwa, jest ogromną pracą. Kiedy mnie pytasz, czego nie lubię w uczniach to ja nie mogę powiedzieć, że ja czegoś nie lubię. Ja akceptuję, że osoba przychodzi również w takim stanie, że ona jeszcze nie wie, co można, ale przyszła z ufnością, więc robię wszystko żeby pokazać, że można sobie pomóc. Złości mnie tylko jedna rzecz. Osoby, które chodziły kilka miesięcy regularnie i odeszły. Wiem, że zrobiły na początku, nazwę to tak brzydko, "najczarniejszą robotę". Wiesz jak jest w pierwszych miesiącach, trzeba pokonać opór ciała, trzeba się umieć w tym umieścić, rozumieć to. Jest potrzebny do tego wysiłek fizyczny. Osoby, które chodzą parę miesięcy i raptem znikają, myślę sobie, o rany, właśnie najczarniejszą robotę zrobili i odeszli.
Nie mogę powiedzieć, że ich za to nie lubię, tylko przykro mi bardzo i żal, że tak po prostu mogli zostawić coś, co mogło przynieść jeszcze tak dużo radości i tak dużo satysfakcji.

Dla odmiany powiedz mi czy pamiętasz, taka szczególnie wesołą, śmieszną sytuację, która Ci się przytrafiła w czasie zajęć?

Ooooo...

Albo może taka najtrudniejsza sytuacja, która przytrafiła się podczas zajęć? Takie sytuacje łatwiej zapadają w pamięć.

Wiesz, te trudne sytuacje, bywają też zabawne...

Taka byłaby idealna;-)

Przychodzi człowiek po roku przerwy, (jeden z moich uczniów), ma ponad 100 kilo. Przyszedł i wszedł na liny, aby zrobić wiszenie na linach. Wszedł tak gwałtownie, że pękła drabinka, na której lina była powieszona. Sytuacja była przez moment zabawna, ale też była dramatyczna, bo się nieźle poturbował. Ja byłem przy tej osobie i nie mogłem w żaden sposób pomóc, bo działał zbyt szybko. Pamiętam tę sytuację jako mało zabawną, ale jednocześnie mocno pouczającą. Moja uważność powinna być nie na 100% ale na 200 albo 300%. Bo to wydarzenie mogło się skończyć rzeczywiście dramatycznie.
Bywały też różne trudne sytuacje wiążące się ze zdrowiem ludzi. Np. zdarza się atak padaczki na klasie, albo wychodzi osoba i kiedy długo nie wraca, martwisz się czy wyszła tylko do toalety czy przypadkiem coś się nie stało. Są takie momenty trudne. My wszyscy jako nauczyciele musimy wiedzieć, że nie wystarczy tylko umieć uczyć, trzeba być bardzo czujnym, być przygotowanym jak reagować, jak pomagać.
My nie wiemy, co do nas przynoszą ludzie. Oni przychodzą do nas i ufają, że sobie pomogą. Trzeba brać pod uwagę, że nie wszyscy mogą sobie pomóc. Nauczycielom trzeba powiedzieć, żeby się nie czuli wszechmocni, że joga wszystko uzdrowi i uleczy. Ja akurat miałem też terapię jogą i głęboko się tym zajmuję. Nigdy nie pomyślałem, że ja mogę wyleczyć osobę. Ale można znacznie pomóc
Spotykam ludzi, którzy wracają do mnie po 20-stu latach na przykład, albo mam uczennice, które już chodzą do mnie regularnie 20 albo 20-ścia kilka lat. Można zaobserwować jak ich życie się zmienia, można widzieć jak one funkcjonują, ale nigdy bym nie powiedział, że jest to coś szczególnego.
Bo dobra joga robi ludzi bardziej normalnymi, bardziej zwyczajnymi, nieszczególnymi. Bywa tak, że ludzie idą do jogi z powodu jakiegoś szczególnego oddziaływania, zapominając o tym, że najtrudniej jest być normalnym człowiekiem, zwyczajnym. Być tatusiem, być dziadkiem, wujkiem, żoną, mężem.

Powiedz mi czy jest ktoś, kto jest, był dla Ciebie autorytetem. Ktoś, kogo postępowanie uznajesz za inspirujące? W pozytywnym tego słowa znaczeniu, za godne naśladowania?

Ja sobie nauczycieli wybierałem, dosyć głęboko ich sprawdzałem i nadal uważam, że takie ma prawo uczeń. Prawem ucznia jest wybrać nauczyciela, sprawdzać go.
Obecnie mamy system certyfikacyjny. To jest tylko i wyłącznie taka zewnętrzna sprawa. Idziesz do nauczyciela, bo jego certyfikat mówi, że ta osoba ma jakieś kompetencje, ale nie pokazuje całości. Moje sprawdzanie nauczycieli polega na tym, że ja się przyglądam, jak ten nauczyciel żyje. Kim on jest. Jak on funkcjonuje, czy to, co robi, to, co uczy i to jak żyje, jest w zgodzie.
Ten kryzys, o którym wspominałem, polegał głównie na tym, że widziałem pewną niezgodność tego, czego ja uczę, czym się zajmuję, co studiuje a tym a tym jak ja żyję. Minęło 10 lat i wydaje mi się, że w tym kierunku troszkę się ugruntowałem. Widzę też, że jako nauczyciel chce żyć w zgodzie z tym, czego nauczam. Ta zasada: życia zgodnie z tym, czego uczę weryfikuje moich nauczycieli. Są tacy ludzie, którzy do dzisiaj są dla mnie aktualnymi nauczycielami.
Przypatrywałem się rodzinie Iyengarów, którzy są naszymi, że tak powiem, głównymi nauczycielami - od razu mogłem ich zaakceptować jako ludzi wiarygodnych, że tym żyją, czego uczą. Mam swojego nauczyciela Zen, którego widzę w akcji, w działaniu, w życiu. Jest Mistrzem i żyje jak Mistrz.
Można powiedzieć, że my w tej jodze jesteśmy instruktorami. Osobami, które znają pewne technologie. Ale żeby stać się Nauczycielami czy Mistrzami to musimy umieć żyć w zgodzie z tym, czego nauczamy - to jest przepiękna przygoda. Ja ją coraz bardziej odkrywam, coraz bardziej doceniam. Jest to dla mnie ciągle niełatwe. Ale wiem, że to jest jedyne prawdziwe żyć tym albo żyć w zgodzie z tym, czym się posługuję jako pewnym instrumentem.

Na ile według Ciebie joga jest uniwersalnym systemem nie powiązanym z żadną religią a na ile jest związana z hinduizmem? Jak to postrzegasz?

Z hinduizmem jest związana kulturowo tylko i wyłącznie- symbolami, językiem . Uniwersalność jogi polega na tym, że ludzkie problemy, którym można zaradzić są po prostu poza geografią. Trzeba zobaczyć, że człowiek czy żyje na wschodzie, czy na zachodzie, czy w jakiejkolwiek strefie, jakiejkolwiek jest narodowości, jakiekolwiek spełnia funkcje u zasadniczych podstaw swoich, boryka się z tymi samymi problemami. Jak choruje to cierpi, jak kogoś boli to boli. Nie po hindusku, nie po japońsku, nie po polsku tylko boli. Po prostu.
Jogę możemy zobaczyć jako pewne remedium na szeroko rozumiany ból i możliwość uwalniania się od tego bólu, a Patańdżali mówi: "uniknij bólu, który nie nadszedł". Naszą powinnością jest coś takiego zrobić, żebyśmy mogli być bardziej ludzcy i przestać ranić siebie i świat. Tu bym widział tą uniwersalność jogi. Są różne instrumenty, które każdy może zastosować, ale nie każdy czuje związek z tymi instrumentami.

Gdybyś mógł praktykować tylko 3 pozycje, to, które byś wybrał?

Jeśli miałbym praktykować trzy pozycje... Wybrałbym stanie na głowie (Salamba Śirsasana), pług (Halasana) i świeca (Salamba Sarvangasana). Ale chyba nie mogę żyć bez psa z głową w dole (Adho Mukha Śvanasana).

Dlaczego właśnie te trzy pozycje?

Bo robię je codziennie i czuję, jak mocno mnie stabilizują i wyrównują na bardzo wielu poziomach. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł żyć bez codziennej medytacji. To bym na pierwszym miejscu wymienił, ale zapytałeś mnie o pozycje.

Która asana sprawiała ci na początku największy kłopot?

Wszystkie stojące. Ja się bardzo zabawnie czułem w pozycjach stojących, głownie w kątowych. Virabhadrasana II, Uthita parśva konasana, Virabhadrasana I. Szczególnie trudna była Virabhadrasana II. Ja się czułem tak bardzo nienormalnie i nienaturalnie, jakiś taki powykrzywiany. To było dla mnie dziwne uczucie. Teraz, kiedy patrzę się na uczniów to widzę, że oni tak wyglądają, jak mnie się wydawało, że ja wyglądam. Zanim odkryłem, że te wszystkie rzeczy zrobione w sposób właściwy, są dobre, są właściwie zrealizowane musiało minąć trochę czasu.
Miałem ucznia, w bardzo wczesnym okresie, gdy przechodziłem z tej poprzedniej jogi, na jogę Iyengara. Silnego, rosłego faceta, takiego koło 30-tki, który po wykonaniu każdej pozycji stojącej, padał. On padał na podłogę. To było przezabawne, to był silny, rosły facet a pozycje jogi początkujące,15 - 20 sekund. Dla niego przechodzenie z jogi takiej łatwej, łagodnej, którą robiliśmy, przez pozycje stojące było piekłem. Ja na początku przez kilka tygodni, też czułem to piekło. Bardzo trudno przyswajałem te pozycje, a przecież skończyłem AWF, byłem wysportowany, dużo pływałem. Te pozycje wymagały. Ta wymagalność była koszmarem, żeby je zrobić trzeba było w nich pozostać i to było koszmarkiem.

Czy jest jeszcze coś, co chciałbyś osiągnąć, tutaj w życiu?

Ja się niezmiernie cieszę z tego, że robię to, co robię, że jestem w tym miejscu, w którym jestem, a najbardziej z tego, że mogę być świadkiem, że joga działa. Ja to zweryfikowałem, że działa przez 25 lat na sobie i na większości moich uczniów, których były tysiące. Wielu z nich zostało, ale wielu z nich przychodziło, odchodziło. Te osoby, które odeszły albo znam, albo spotykam albo widuję. Oni widzą, jak bardzo często zmieniło się ich życie przez ten mały kontakt z jogą.
Myślę, że mam ogromnego farta i bardzo dziękuje losowi, że mam ogromne szczęście dzielić się taką nauką, która, jest potężnym orężem w dzisiejszych czasach, w którym żyjemy w nerwowości, pośpiechu, wariacji.
Ja mogę pokazać człowiekowi jak się zatrzymać. Pozycje pomagają mi tylko odnaleźć jak się możesz zatrzymać i co to znaczy zatrzymać się w tym pędzącym wariactwie, w tym życiu. Ponieważ ten pędzący świat jest moją codziennością. Ja się przed nim nie schowam, ja w nim żyję, moje dzieci w nim żyją, moi bliscy, siostra, brat, żyją w świecie, który zrobił się niesamowicie szalony, chaotyczny, wariacki.
Są narzędzia, które mnie, dziesiątkom ludzi pomogły, żeby usiąść. Na początku mówiłem, że ja mogłem przez rok nie pracować, ja mogłem przez rok nie być w tym wariactwie i wtedy odkryłem swoją jogę. Miałem czas, mogłem się ku temu skierować. Dzisiaj podstawowe tłumaczenie ludzi, którzy odchodzą, to jest to, że nie mogą znaleźć czasu. Nie mogą znaleźć czasu na to, co jest esencją ich życia. Żyją jakimś sztucznym, wymyślonym, wydumanym życiem. Byle przeżyć. Wiesz, kiedy możesz pokazać ludziom, że tym, w czym jesteśmy, w tym całym pędzie, w tym wszystkim, można usiąść. Ja nie muszę od tego życia odejść, ja w nim żyję nadal. Pracuję dla świata, takiego, jakim on jest, dla ludzi takich, jacy oni są. Nie przychodzą do mnie jacyś szczególni ludzie. Dzielę się z nimi, "zobacz, możesz usiąść i odkryć, że coś jest głębiej. To, co się na powierzchni telepie, to jest twój poruszający się umysł, a ty możesz pod nim odkryć, czym jesteś naprawdę". I to jest cudowne.
Gdy pytasz mnie o cel, to ja wiem tylko jedną rzecz, ja ślubuję każdego dnia, żebym mógł pomagać ludziom. Rzeczywiście zrobiłem z tego ślubowanie. Jeśli w ogóle o jakiś cel mi chodzi to na pewno chciałbym być doskonalszym nauczycielem, żeby jeszcze więcej widzieć, żeby móc jeszcze więcej ludzi obdarzać i pomagać im. Szczególnie jako nauczyciel nauczycieli. Aby też zarażać podobną wizją, że możemy ludziom pomagać, zdejmować to, czym przykryli swoje cudowne źródło, to światło. I jak to robić. Chciałbym nadać słowu joga właściwe znaczenie: joga jako połączenie, jak powracanie do swojej prawdziwej natury, to połączenie się z tym, czym naprawdę jesteśmy. Jak mogę w tym uczestniczyć bardzo się cieszę. To bym nazwał celem.

Jak sądzisz, w jakim kierunku będzie się rozwijać joga w ogóle, w Polsce?

Oby się rozwijała w takim kierunku, żeby dawała możliwość odkrywania ludziom, że siła jest w nich samych, tylko potrzebują wiedzieć, jak po nią sięgać. Że szczęścia nie trzeba szukać gdziekolwiek i aby wiedzieli, że są we własnym domu zawsze. Rwanie się i szukanie rozwiązań, gdzieś tam, daleko, nie jest konieczne, bo człowiek sam siebie musi odnaleźć. Uważam, że szczególnie my, jako nauczyciele jogi, jako instruktorzy, mamy taką powinność pokazać ludziom, że tak można, że to poszukiwanie na powierzchni nie zaprowadzi ludzi w to miejsce gdzie mogą zobaczyć, co jest źródłem, kim są tak naprawdę. Myślę, że w tym kierunku idzie joga.
Są osoby, które same odkryły, że są łańcuchem przekazywania dalej. Robią to po swojemu, (na szczęście), każdy robi to według swojego temperamentu, ale powinien mieć dobre podstawy. Solidne podstawy. Tu odzywa się we mnie nauczyciel nauczycieli, że te solidne podstawy wszyscy musimy ugruntowywać, żeby dzielić się nie przeczytanymi rzeczami, tylko doświadczonymi rzeczami. Bo książek można się naczytać, ale może to mieć niewiele wspólnego z doświadczeniem, twoim osobistym.
Jako nauczyciel jogi powinieneś obdarzać ludzi tym, czego ty doświadczyłeś. Ludzie są mądrzy i weryfikują to, czy ty uczysz jogi, czy też ty tym żyjesz, czy tylko nauczyłeś się paru technik. To jest wyzwanie dla nas wszystkich żeby joga taka była, żebyśmy my żyli jogą.

Tak, to największe wyzwanie...

Tak. A na co dzień, spod tego wielkiego nauczyciela jogi, wychodzą różne małe rzeczy. Różne nasze małostkowe, egoistyczne zagrania. Widzę, że jeszcze cześć tej pracy muszę wykonać. Zobaczyć swoje małości i umieć sobie z nimi poradzić. Mieć siłę żeby to wszystko widzieć, u innych. Wszyscy jesteśmy, że tak powiem na jednym wózku, wszyscy borykamy się z podobnymi rzeczami. Ja mogę tylko się cieszyć, że znalazłem sposób, który mi daje siłę żeby być spokojny, zrównoważony, żeby się nie szarpać, gdy mnie z zewnątrz sytuacje szarpią. Nie dać się ponieść. Wiem, że tak można. Nie muszę realizować każdego impulsu. Uczę się wybierać i muszę mieć do tego spokój. Dla tego spokoju, bym mógł wybierać właściwie praktykuję Jogę. Piękne, nie?

Czy chciałbyś jeszcze coś dodać od siebie?

Tak - chciałbym zaprosić wszystkich, którzy poczuli związek czy choćby zaciekawienie nauką jogi do wspólnego kroczenia tą Drogą - a pytani dlaczego to robimy byśmy mogli odpowiadać : "bo jest Joga".

23.09.2006

Wywiad przeprowadził: Wiktor Morgulec
www.joga.waw.pl Transkrypcja i redakcja: Justyna Moćko
Justyna@joga-joga.pl

Jurek Jagucki ur. 17.09.1946 w Warszawie

Ukończył Państwowe Studium Oświaty i Kultury w Poznaniu i Akademię Wychowania Fizycznego w Poznaniu, licencjonowany terapeuta manualny (certyfikat potwierdzony przez Centrum Medyczne Kształcenia Podyplomowego w Warszawie).

Lata 1960 - 1965 pobyt w Zakonie franciszkańskim O.O.Kapucynów

Lata 1965 - 1980 pracował jako animator kultury i organizator wypoczynku.

Od września roku 1981 do dziś
prowadzi Szkołę Jogi w Szczecinie
(do roku 1989 nazywaną Ośrodek Regeneracji Ciszą).
. Edukacja jogiczna:
1981 (styczeń - sierpień) kursy dokształcające w zakresie jogi u p. Tadeusza Paska w jego poznańskich Ośrodkach Ćwiczeń Relaksowo-Koncentrujących oraz Klinice Psychiatrii Akademii Medycznej w Poznaniu.

1982 (wrzesień) uzyskał stopień instruktora rekreacji w specjalności ćwiczeń relaksowo-koncentrujących opartych na jodze

1982 - 1985 kształci kadry instruktorów rekreacji w specjalności ćwiczeń relaksowo-koncentrujących opartych na jodze przy Zarządzie Głównym Towarzystwa Krzewienia Kultury Fizycznej w Polsce

1984 - 1985 uczestnictwo w kursach jogi wg Iyengara u Sławomira Bubicza

1986 - 1996 coroczne organizowanie i uczestnictwo w kursach jogi wg Iyengara prowadzonych przez Gabriellę Giubilaro (senior nauczyciel) z Florencji(Włochy) w tym miesięczny staż w jej szkole we Florencji w roku 1990.

1993 (sierpień)
uczestnictwo w tygodniowym Europejskim Zjeździe (Convention) Jogi Iyengara w Londynie

1993/4, 1996, 1999, 2000, 2004, 2006 - dwumiesięczne i miesięczne kształcenie się w Ramamani Iyengar Yoga Institute w Punie (Indie)

1994 - uczestnictwo w International Yoga Week w Rishikesh (Indie)z Guruji Iyengarem

1996 - miesięczny kurs Asthanga Jogi w Instytucie Pathabi Joysa w Mysore (Indie)

1997 - uczestnictwo w Europejskim Zjeździe(Convention) Nauczycieli Jogi Iyengara w Paryżu

1996 - 2005 coroczne uczestnictwo w kursach prowadzonych w Polsce, Francji, Szwecji przez Faeq’a Birię (senior nauczyciel) z Paryża(Francja)

2002 - East European Iyengar Yoga Convention z Gitą Iyengar w Częstochowie

1996 - 2006 - coroczne uczestnictwo w komisjach egzaminacyjnych w Polsce i Szwecji na certyfikat Introductory I, Introductory II, Junior Intermediate I, II i III

Prowadził zajęcia z technik relaksacyjnych na pedagogicznych studiach podyplomowych Uniwersytetu Szczecińskiego, Wyższej Szkoły Humanistycznej TWPw Szczecinie.
Uczestniczy w kształceniu lekarzy rodzinnych w Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie.

Uzyskane kwalifikacje w Jodze wg Iyengara:

1996 - certyfikat Intermediate Junior I - bezpośrednio od Guruji BKS Iyengara

1999 - certyfikat Intermediate Junior II - egzamin w Polsce

2001 - certyfikat Intermediate Junior III - egzamin w Polsce

2003 - certyfikat Intermediate Senior I - egzamin w Polsce

2004 - certyfikat Intermediate Senior II - egzamin w Polsce

2005 - certyfikat Intermediate Senior III - egzamin we Francji
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Ludzie Jogi
Polecamy
JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi