Assi Ghat - Ewa Kronenberg, 27.02.07
Kalendarium Wydarzeń
Bądź w kontakcie
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Informacje Specjalne

pokaż wszystkie

Informacje

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

pokaż wszystkie

Partnerskie szkoły jogi

Assi Ghat - Ewa Kronenberg, 27.02.07

środa, 15 października 2008

Ewa Kronenberg

Co szósty mieszkaniec Ziemi jest Indusem(1,06mld). Czyli obywatelem potęgi gospodarczej aspirującej do elitarnego klubu G8. Albo mieszkańcem prawdziwego padołu cierpienia i łez - kraju ubiegającego się o preferencyjne kredyty zarezerwowane jedynie dla największych nędzarzy świata.

Obok ponad 300 milionowej rzeszy nieszczęśników żyjących za mniej niż 1EURO dziennie, wyrosła równoliczna klasa średnia. Młodzi inżynierowie, lekarze, dziennikarze, prawnicy, biznesmeni. Co roku 2 miliony młodych Indusów uzbrojonych w dyplomy wyższych uczelni włącza się w żywot gospodarczy kraju. Będą mieć dostęp do klimatyzowanych biur i aut, modnych sklepów i lokali, technologii high-tech. Pozostali, z dala od tego świata luksusu i wygód, żyją w innej rzeczywistości. Nie słyszeli o reformach, wzroście gospodarczym, boomach giełdowych itd. Bo i w ich świecie nie rosną żadne wskaźniki ekonomiczne. Rośnie co najwyżej wskaźnik urodzeń, korupcja. Oto kilka przykładowych danych pochodzących z BBC News, Times of India, Hindustan Times. Czytać i pisać potrafi 68% mężczyzn i 37%kobiet, w ciągu ostatnich 10 lat poprawa wskaźników o prawie 10% i jest to niezły wynik. Pod koniec 2003 73% dziewcząt i 80 % chłopców otrzymało wykształcenie podstawowe czyli ukończyło 5 klas. Jednocześnie 14% dzieci w wieku 5-14 lat pracuje fizycznie. 35 milionów w wieku lat 0-17 to sieroty (dla porównania, liczba wszystkich Polaków wynosi 38, 6 mln.). W samym Delhi żyje 150 000 bezdomnych dzieci. W Indiach co 1,25 sekund rodzi się człowiek. 63 na 1000 noworodków umiera z powodu niedożywienia. Bogaty kraj, biedny kraj...(ac)

Na Assi Ghat przychodzą turyści. To pierwsza od południa ghata, czyli miejsce, gdzie co wieczór gromadzą się Hindusi, śpiewają, jedzą wieczorny posiłek, od czasu do czasu świętują pochowek, czyli palą ciało zmarłego, potem prochy wrzucają do Gangesu ....
Na Assi przychodzą żebracy, turyści zawsze dają parę groszy. Sama czasem kupuję chleb i rozdaję matkom z maleńkimi dziećmi, choć nie wiem czy to dobry pomyśl. Jest upalnie, chleb jest suchy, może jutro kupie jakieś pomidory ... Dzisiaj jedna z tych żebraczek pokazała mi rany na ciele swojego synka. Takie niby odparzenia, niby nie wiadomo co.
Na Assi jest też księgarnia, Harmony Book Shop. Jej właścicielem jest Rakesh, jak się okazało - chłopak po prostu niezwykły. Może ma 30 lat, może mniej. Mówi płynnie po angielsku, jest przystojny (nie bez znaczenia) i - co zadziwiające w Indiach - bardzo skuteczny. Pomógł nam zorganizować się w nowym mieszkaniu, znalazł fachowców od rożnych napraw i poprawek, poradził gdzie co kupić, dla mnie sprowadził słowniki. Zajrzałam do niego i powiedziałam o tym chorym niemowlaku, obiecał pomoc na jutro. Podobno jest taki szpital, który zajmuje się bezdomnymi, miał tam zadzwonić. Nie powiem, ujęło mnie to, bo z literatury wiem, że tu się pozwala ludziom umierać na ulicy. Hindusi mówią : taka karma. Na Assi jest też postój tzw. autoriksz. To trzykołowe pojazdy na benzynę, takie "taksówki" trochę lepsze od riksz, a gorsze od tzw. "ambasadorów" . Jeden z kierowców - młody chłopak - przykleił się do mnie od pierwszego dnia. Gdzieś mnie chciał zaprowadzić, kusił herbatą.... jakimiś przecudnymi jedwabiami .... jeszcze czego, nie miałam ochoty ani na herbatę ani na jedwabie.
Byłam uprzedzona, że rikszarze naciągają naiwne turystki, że poją je herbatą z narkotykiem, okradają, czasem gwałcą. Po co mi takie afery. Ale dziś powiedziałam mu o tym dziecku. Zawołał kobietę i wszyscy poszliśmy - jak się okazało - do lekarza. Gabinet - to 3, może 4m2 w budzie przy ulicy. Lekarz dziecko obejrzał, stwierdził, że to ospa, dał jakieś leki. Mam nadzieje, że matka dopilnuje, żeby te leki podawać. Rikszarz (czytaj : biedak ) wyciągnął pieniądze, żeby zapłacić.
Poszłam z nim do tego raju jedwabi. Budyneczek - wydaje się, że ledwo stoi, ale na piętrze czyste pokoiki, na podłodze dywany, poduszki do siedzenia dla gości. Gospodarz całkiem dobrze mówił po angielsku. Poczęstował mnie "masala tea" (uwielbiam, to herbata gotowana z imbirem i kardamonem, z dodatkiem mleka). Wypytał o mój kraj i jak mi się Indie podobają, jak się czuję w Varanasi, jak długo jestem i mam zamiar być, poradził, co mogłabym zobaczyć ....
Potem przystąpiliśmy do interesu. Gospodarz okazał się być właścicielem manufaktury, jednej z wielu, gdzie ludzie w skupieniu tkają bawełny i jedwabie najlepszego gatunku, haftują indyjskie wzory na makatach, serwetach, szyja ubrania do sklepików i na prywatne zamówienie.
Domyślacie się o co chodziło. Otóż - druga praca rikszarza, który na imię ma Monu, polega na przyprowadzaniu klientów do owej manufaktury. Inaczej nikt by do niej nie trafił. Tak wiec zamówiłam kilka sztuk jedwabnych pundżabi, jedne szarawary i dwie bluzeczki, bo ustaliliśmy, że trochę materiału zostanie w związku z moimi niewielkimi wymiarami ...
Opowieści o tym, że Indie są takie tanie to baśnie i nieprawda. 1 metr jedwabiu kosztuje od 300 do .... sama nie wiem ilu rupii w gore. A 300 rupii - jak by nie liczyć - 21,5 zł. Tak więc pundżabi, to co najmniej 100 zł. Razem z uszyciem.
To było na marginesie. Bo w całej tej opowieści chodziło mi o to, żeby pokazać jak inne są kulisy tego, co na pierwszy rzut oka widać, co się wydaje i co się opowiada turystom.
Monu np., którego się bałam i którego unikałam, to biedny chłopak. Niewykształcony i bez perspektyw na inny los, niż życie rikszarza. Ogromnie smutny. Przemknęło mi przez myśl, że mogłabym nauczyć go angielskiego (mówi fatalnie) albo japońskiego ( w końcu jestem o kilka lekcji do przodu). Ale nie da się, bo oni chyba nie chcą.

Taka karma.
Wyszukiwarka Szkół Jogi

JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi
Styl Życia
Polecamy