Indyjskie impresje. Anna Duszak. Część VIII. Z miejsca na miejsce.
Kalendarium Wydarzeń
Bądź w kontakcie
Wyszukiwarka Wydarzeń

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

Informacje Specjalne

pokaż wszystkie

Informacje

Organizujesz wydarzenie?
 Dodaj je do naszego kalendarza!

pokaż wszystkie

Partnerskie szkoły jogi

Indyjskie impresje. Anna Duszak. Część VIII. Z miejsca na miejsce.

środa, 24 lutego 2010

Anna Duszak

W Indiach pomiędzy miejscowościami można przemieszczać się autobusem lub pociągiem. Pociągi są bardzo tanie. Niestety, nie wszystkie miasta mają połączenia kolejowe.

Tu gdzie jestem, w okolicach Dharamsali pociągi nie docierają. Wybierając się na południe musimy skorzystać z autobusu. Lokalnego, z licznymi przesiadkami i w tłoku lub płacąc trochę drożej można skorzystać z autobusu turystycznego. Jest wygodniejszy, przestronniejszy, często z dużymi, wygodnymi siedzeniami lub tzw. sleeeper z miejscami do leżenia. Zatrzymuje się w głównych miastach, a gdy ich mało po drodze, tak często, by podróżni mogli zaspokoić swoje potrzeby. Zwykle są sporo droższe od tych lokalnych, ale gdy przeliczymy to na nasze pieniądze podróżowanie po tym kraju okazuje się stosunkowo tanie.
Na miejscu, w okolicach Mcleod Ganj, na drogach widzę małe, zwrotne, z napędem na cztery koła samochody osobowe lub terenowe, motoriksze, motory oraz skutery.


Nie lubię, gdy głośnym klaksonem spychają mnie na pobocze prawie wciskając w ściany zabudowań. Podziwiam jednak umiejętności kierowców. Ich pomysłowość i wzajemną uprzejmość. Nie ma tu wciskania się, na sile, kosztem drugiego. Miedzy nimi panuje solidarność. Ja cię teraz przepuszczę bo wiem, że w przyszłości - w potrzebie - mogę liczyć na odwzajemnienie. To chyba cecha wszystkich małych miejscowości. Szybko gdy w nich znajdziemy się przestajemy być anonimowi. Podlegamy kontroli społecznej. Liczymy się z jej zdaniem.


Pobyt w Mcleod Ganj, szczególnie w okresie natężenia ruchu turystycznego nie należy do najprzyjemniejszych. Zapach wyziewów z silników pojazdów powoduje, że wielu przechodniów zasłania szalem usta i nos.
Powszechnym środkiem transportu jest tu motoriksza. Jeździ się nią bardzo wygodnie i szybko pomiędzy Mcleod Ganj, Bhagsu i Dharamkot. Można tez pojechać nią do Dharamsali. Zabiera nie więcej niż dwie osoby. Kosztuje naprawdę niewiele. Przejazd z Mcleod Ganj do Bhagsu kosztuje 30 rupi.
Na ulicach i górskich drogach często spotykam osły i ich przewodników. To doskonały środek transportu szczególnie w tych miejscach, gdzie z uwagi na kończące się drogi, w inny sposób nie można przemieścić towarów.
I na koniec - motory. To chyba marzenie każdego Hindusa czy Tybetańczyka. Mężczyzny - bez względu na wiek. Wiele ich stoi zaparkowanych, z boku na ulicy lub na posesjach. Ruszają, szczególnie pod górę z głośnym warkotem.
Rzecz bardzo ciekawa. Zauważyłam to jużw Delhi zaraz po przyjeźdie. Tu ma się podobnie. Mężczyzna, w kasku, prowadzi motor. Za nim siedzi bokiem, kobieta. Często pomiędzy nimi dziecko. Zdarza się, że drugie mężczyzna trzyma przed sobą. Wszyscy oni - kobieta i dzieci bez kasków!!!............ Może niepotrzebnie pobudzam swa wyobraźnię?
Moich bliskich trochę martwi moje samotne podróżowanie. Czy nie czuję się czasami źle w tej sytuacji? W poczuciu zagrożenia, wyobcowania?
Nic z tych rzeczy. Czasami bywam jedynie zmęczona. Szczególnie wówczas, gdy usiłuję na sile realizować jakiś plan.


Czy podróżowanie w pojedynkę po Indiach jest bezpieczne? Ja odpowiadam tak. Jeśli przestrzegasz podstawowych zasad dla tej kultury, nie musisz się niczego obawiać. Wielokrotnie mam poczucie, że wszyscy, tutejsi mieszkańcy, opiekują się mną. Na przykład w autobusie z Rishikesh do Haridwaru, którym postanowiłam jechać by sprawdzić, na krótkiej trasie, jak się nimi podróżuje, współpasażer przypominał mi, żebym wzięła bilet od konduktora. "Bo oni czasem lubią tego nie zrobić." - dodał, z uśmiechem Skąd my to znamy! Jego dzieci, dla których jestem też atrakcją w podróży. Możemy porozmawiać po angielsku, uścisnąć sobie dłonie, dowiedzieć się czegoś więcej o świecie. Jego żona, o ślicznym uśmiechu, gdy usłyszała, że ma bardzo zdolne dzieci, pokazała go w podwójnym wydaniu. I tyle wystarcza, by od tego momentu, wszyscy oni stali się moimi opiekunami. Pilnują, bym dostała dobrego rykszarza, gdy dojechaliśmy do Haridwaru. Tłumaczą mu długo, dokąd ma mnie zawieźć bym trafiła pod właściwy adres - miejsce, gdzie czeka na mnie kolejny turystyczny autobus. Podobnie zachowują się podróżni z tego autobusu. Ale to juz cała, długa historia.
Na dworcu w Agrze spotkałam kolejnego opiekuna. Motorikszarza. Był dość oporny w targowaniu się, gdy zaproponował mi całodzienną wycieczkę, spuścił mi tylko 10%. Dałam mu wieczorem żądaną uprzednio kwotę. Sprawił się znakomicie. Dal mi czas na kąpiel w hotelu, gdzie mnie zawiózł. Potem zadbał, bym miała bilet, by następnego dnia wyruszyć dalej, a potem zawiózł mnie do Taj Mahalu i dalej w objazd Agry. Po drodze dawał mi szereg rad. Znam juz trochę realia tego kraju i wiem, że nie naciągnął mnie zbytnio. Był tylko bardzo rozczarowany, gdy na koniec dnia przy zapłacie, nie dostał ode mnie niczego z Polski, dla dzieci.
Wieczorem mój "opiekun" nie dojechał. Podobno, by zapewnić sobie jego przyjazd nie powinnam zapłacić całej kwoty. Do kolejnego autobusu turystycznego, do Ajmiru, odwiózł mnie inny, motoriksiarz, który, niby przypadkiem, od godziny siedział obok mnie, na kanapce, w hotelowym holu. Wskazał go właściciel hotelu zapewniając, że skoro mojego nie ma do tej pory, to muszę szukać innego, by zdążyć na autobus. Oczywiście nastąpiła drastyczna zmiana w cenie przejazdu. Byłam na niego "skazana". Wiedział o tym. Postawił swoje warunki. Zapłaciłam podwójnie. Życie jest najlepszym nauczycielem.



Cdn

Publikujemy pisane na bieżąco, w kafejce internetowej impresje Ani z Indii. Przesyłała je do przyjaciół, bliskich, a teraz wyraziła zgodę, aby je opublikować.
Jeśli chcecie jej coś poradzić, zasugerować, piszcie do niej.
anmaduku@gmail.com

Wyszukiwarka Szkół Jogi

JOGA SKLEP - Akcesoria do Jogi
Styl Życia
Polecamy